wtorek, 18 kwietnia 2017

Kapusta i orzeł

         Powietrze pachniało wiosną. Fioletowooka dziewczyna zagarnęła dłonią kopczyk ziemi, przykrywając wysiane nasiona i przyklepała go lekko. Nadgarstkiem odsunęła z czoła kosmyk ciemnych włosów, który uwolnił się z naprędce zawiązanego supła, w chaotycznym nieładzie spoczywającego u podstawy jej karku. Wstała, prostując się i spoglądając na swojego smoka w dalszej części przy zamkowego ogrodu warzywnego.
         - „Tak właściwie, to dlaczego to robimy?” – zapytał beznamiętnie, widząc jej spojrzenie i rozkopując kolejną z grządek, aby rozluźnić zbitą poprzez mroźną zimę ziemie.
Favillae zaśmiała się w odpowiedzi, wycierając dłonie o kawałek materiału przewiązany w pasie, które spełniał rolę czegoś na kształt fartucha.
         - Może dlatego, że tak czy owak, gdybyś tylko to zobaczył, to wwaliłbyś się w to pobojowisko i uświnił cały od góry do dołu? Nikomu normalnemu nie chciałoby się brudzić łap przekopywaniem ogrodu.
         - „Też mi coś…” – mruknął pod nosem, chwytając kłami podziemne kłącze jakiegoś zapomnianego chwastu i mocnym szarpnięciem wyrywając je z impetem. Towarzyszyło temu iście bojowe warknięcie i podzwanianie drewnianego naszyjnika zawieszonego na jego szyi.  Grudki ziemi rozsypały się wokół niczym grad.
         - Sarosh! – krzyknęła zaskoczona atramentowo włosa, osłaniając się ramieniem.
         - „Łups…” – wycedził spomiędzy zębów smok, wypluwając korzeń i piach.
         - Ech… - westchnęła dziewczyna, po czym zrezygnowanym gestem starła z policzka plamkę błota, dodatkowo ją jeszcze przy tym rozsmarowując. Przykucnęła ponownie przy kolejnym rzędzie przygotowanym do zasiania. - Wiesz… Przypomina mi to trochę czasy dzieciństwa – zaczęła, jakby mówiła sama do siebie.
         - „Hmmm?” – zerknął na nią pytająco, nie potrafiąc się zdecydować, czy kontynuować wybieranie językiem ziemi spomiędzy kłów, czy raczej dalej wgryzać się w glebę.
         - Moja mama też miała warzywnik. Gdy byłam mała strasznie nie lubiłam pracy w przydomowym ogródku. W sumie teraz chyba też nie lubię… - uniosła kącik ust w krzywym uśmiechu, dzieląc drobne nasiona i układając je w odpowiednich odstępach na grządce. – Zawsze odrywała mnie od książek i zaganiała do pomocy. Pamiętam, jak strasznie się denerwowała, gdy po kryjomu wyjadałam młode marchewki… Były naprawdę smaczne.
         - „Mniam… Smacznie to pachnie ten gulasz z kapustą” – powiedział Sarosh, węsząc w powietrzu, aby wyłapać zapachy dochodzące z pobliskiej kuchni. Zaburczało mu w brzuchu. – „To już chyba ostatnia porcja z dodatkowego wynagrodzenia, jakie otrzymaliśmy jesienią od tego chłopa z Łysego Pola.”
         - Tak… Deren, chyba tak się nazywał. Ech, ludzka głupota nie zna granic. Dobrze, że okazało się, że to nic poważnego – odparła, kontynuując jego myśl i siejąc dalej.
         - „Tiaaa, najpierw wykarczować las i osuszyć bagno, a potem się dziwić, że mieszkające tam stwory przymierające głodem zaczęły im wyjadać plony. Coś musiały jeść, a że kapusta wyglądała podobnie do ich ulubionego bagiennego zielska, to cóż…”
         - Cieszę się tylko z tego, że udało się przemówić mieszkańcom wioski do rozsądku i nie postanowili wybić tych stworzeń co do nogi. Wystarczyło zostawić im tylko trochę miejsca do życia, a dodatkowo okazały się całkiem przydatne przy nawadnianiu pól – stwierdziła, po czym zaczęła przeszukiwać przytroczoną do pasa torbę w poszukiwaniu sakiewki z kolejnym rodzajem ziaren.
         - „Czego szukasz?” – zapytał, przechodząc na kolejny, nie rozkopany jeszcze fragment pola i rozglądając się, jak gdyby w poszukiwaniu miejsca od którego chciał zacząć.
         - Wiesz, kapusty Sarosh, kapusty – spojrzała na niego taksującym wzrokiem – chociaż zdaje się, że jedną kapuścianą głowę już tu chyba mam.
         Smok jednak zignorował jej przytyk, spoglądając wysoko, wysoko w górę. Coś zauważył. Ryknął nisko, a z nieba odpowiedział mu przeciągły, ptasi krzyk. Favillae również popatrzyła w tamtym kierunku, zauważając  pokaźną sylwetkę szybującego orła przedniego. Zanim zdążyła zapytać, Sarosh odpowiedział.
         -„Wieści, wieści z zachodu.”
         Znali tylko jedną osobę, która jakimś cudem wykorzystywała drapieżne ptaki do przekazywania wieści,  ojca Gabriela. Zdawało się, że uważały go za jednego ze swoich. Orzeł zakołował nad nimi, aby w następnej chwili wzbić się jeszcze wyżej i unieść w kierunku północnych murów. Niósł wiadomość dla Starszyzny.
         - Myślisz, że to z Ordo Aetas? – zapytała, jeszcze przez chwilę patrząc w ślad za skrzydlatym posłańcem. Stamtąd znali Gabriela. Fioletowa bestia pokręciła przecząco pyskiem. – Masz rację, oni wysłali by sowę śnieżną, albo białego kruka. To musi być samo Ordo Fallax Spes. Ciekawe o co chodzi. Hm?
         - „Nie wysłali najszybszego, a najbardziej dystyngowanego. To pewnie jakiś oficjalny przekaz” – odparł, tracąc zainteresowanie i rozpoczynając rozkopywanie następnego poletka. – „Masz tam nasiona arbuza?”
         - Co? Po co ci teraz arbuz? – zapytała z zaskoczeniem, wyrwana z zamyślenia.
         - „Jakbym takiego wyhodował, to dałbym Arsi. Jest taki zielony na zewnątrz i słodki w środku, prawda? Trochę, jak ona.”
         Jeźdźczyni smoka złapała się w powątpiewającym geście za głowę.
         - A o goryczy pestek kiedyś pomyślałeś?
         - „Ja za to chyba jestem jak śliwka, a może winogrona? Tak, tak z winogron robi się dobre wino…” – kontynuował swój monolog, coraz bardziej zagłębiając się w ziemię.
         - Jeszcze wiele lat upłynie, nim z tego twojego wina będzie jakiś pożytek… - stwierdziła dziewczyna. Skinęła dłonią na jedną ze służek, która pojawiła się w drzwiach kuchni, dając jej znać, że można już zasiewać kolejne rabaty, które przygotowała jej bestia.
 – Wystarczy mi chyba tego dobrego na dzisiaj – mruknęła sama do siebie dziewczyna, otrzepując spodnie, lecz po chwili wahania ponownie wróciła do opuszczonej grządki. Dobrze było móc poczuć się tutaj, jak w domu.

***

         Kolejny, ostrzegawczy ptasi krzyk uprzedził lądowanie wielkiego orła na szerokim parapecie jednego z olbrzymich okien sali audiencyjnej. Ostre szpony zazgrzytały o wyszlifowany kamień, ślizgając się na nim. Kulisty dzwoneczek uczepiony lewej nogi zwierzęcia zadzwonił dźwięcznie. Tuż nad nim w przytroczonej doń maleńkiej tubie znajdowała się wiadomość. Orzeł zaskrzeczał cicho, przekrzywiając powoli głowę i złotym okiem spoglądając pytająco na znajdującą się tam demonicę...


[Favillae i Sarosh meldują tym samym wykonanie powierzonej im misji pt.: „Ki czort nam kapustę zjada”. Wiadomość dostarczona przez orła i kontynuacja w komentarzach.]