Smoczyca leżała na grzebiecie, a jej kolorowe skrzydła rozpostarte były szeroko, na jednym z nich leżała Sir'ca nie przejmując się tym, że jej ciało pokrywa się złotym pyłem. Było dosyć ciepło, dlatego pędy pokrywające ciało driady skurczyły się i przybrały postać krótkiej sukienki. Patrzyły w niebo przyglądając się gwiazdom i dwóm malowniczym księżycom, obydwie pogrążone głęboko w myślach. Czasem Baldis przenosiła je do tej krainy, gdzie spędziły wcześniej wiele spokojnych lat. Wolała jednak nie robić tego zbyt często z obawy by nie naprowadzić kogoś niepowołanego na jakikolwiek ślad podróży między światami, by mógł posiąść tą umiejętność. Ale kiedy życie im dokuczało, a ich myśli spowite były ciemnymi chmurami, nigdzie indziej nie wypoczywały lepiej. Driada westchnęła ciężko i zawierciła się niespokojnie, smoczyca spojrzała na nią troskliwie.
-"O czym myślisz, Stokrotko?"- Sir'ca usiadła i spojrzała na wrzosową polanę.
- O wszystkim... a tak naprawdę o niczym. W głowie już mi się od tego wszystkiego kołuje, Konwalio. najpierw Ermon, później Malgran... Zupełnie nie wiem co mam robić. A teraz następne nieszczęście... Martwię się o Jivreg'a i o Eldara. O Arsi również, mimo że ona nigdy nie pokaże słabości. Nie rozumiem co takiego mogło się wydarzyć, że oni wszyscy odeszli. Chyba lepiej w ogóle nie myśleć.- Spojrzała na smoczycę i uśmiechnęła się smutno.
- "Dlatego jesteśmy tutaj, Stokrotko. By zebrać myśli, uspokoić oddechy i dusze. Bo później nie będzie nas na to stać... Musimy im pomóc."
- Wiem... tylko czasami się zastanawiam ile jeszcze złego spotka tą rodzinę. Czy mało już wycierpieli?
- "Nie nam to oceniać. A jeśli chodzi o Malgrana... Znasz moje zdanie."- Driada skinęła potakująco głową.-"Musimy wracać. Już czas..."
Sir'ca wstała, otrzepała się z złotego pyłu i poczekała, aż Baldis ułoży odpowiednio wszystkie pióra. Przyzwyczaiła się do przesadnego dbania swojej smoczycy o urodę i nie narzekała, wiedziała że Konwalia tego nienawidzi. Kiedy były gotowe, usadowiła się wygodnie na jej karku i poklepała lekko po szyi dając znać, że jest gotowa. Zamknęła oczy.
Otuliła ich miękka ciemność, chwila bezdechu...
Pierwsze co poczuły to zimno, Sir'ca od razu wyczuła jak pędy rośliny tworzące jej ubiór wydłużają się i gęstnieją. Mroźne płatki śniegu ukłuły drobnymi igiełkami skórę i w momencie osiadły na piórach. Baldis szybko ruszyła w kierunku frontowych drzwi, nie zamierzała dzisiaj moknąć. Masywne skrzydło otworzyło się z cichym szmerem, a one weszły do środka niepewne jakie wieści czekają na ich powrót...
[http://nell-fallcard.deviantart.com/art/Green-Wisper-43224581]
Imię: Sir’ca
Wiek: 850 lat
Płeć: Kobieta
Rasa: Driada
Pochodzenie: Las Driad
Opis wyglądu: Zamiast włosów, brwi i rzęs ma delikatne, zielone pióra. Posiada zgrabną sylwetkę, pod skórą wyraźnie zarysowują się mięśnie, które doskonale ze sobą współgrają, co widać kiedy driada się porusza. Dodaje jej mnóstwo wdzięku i płynności w ruchach. Nie można o niej powiedzieć, że jest 'wychudzona' czy 'zabiedzona'. Bije od niej witalność i naturalne piękno. Ubrana w sukienkę splecioną z delikatnych pędów roślin, które dostosowują się do warunków panujących wokół. W łaźni pędy się kurczą tworząc skąpy kostium, natomiast zimą robią się szczelniejsze i wydłużają by stworzyć długą, ciepłą sukienkę. Kiedy robi się chłodno, zakłada miękkie buty zrobione z materiału, które uszczelnia roślinnym woskiem. Latem natomiast i wiosną w czasie ciepłych dni, wszędzie chodzi na boso.
Umiejętności: Od najmłodszych lat, małym driadom przekazuje się wiedzę na temat wszelkiego rodzaju roślin, ziół, mchów, porostów i grzybów. Uczą się jak przygotowywać różne wywary, ale również maści i różnego rodzaju proszki, które mają najrozmaitsze działanie, potrafią zarówno leczyć jak i zabijać, . Doskonale strzela z łuku, co również jest podstawową umiejętnością każdej driady. Sir'cę często można spotkać na skraju lasu, gdzie ćwiczy tą umiejętność by nie wyjść z wprawy. Potrafi skradać się nawet w gęstych zaroślach nie robiąc przy tym hałasu. Las nie jest jej obcy, dzięki czemu potrafi podejść wiele istot nie wzbudzając ich podejrzeń i pozostaje niewidoczna do samego końca.
Broń: Łuk i Magia Wody i Natury.
Zdolności Specjalne: Doskonale komunikuje się z ptakami, które są jej informatorami w lesie i nie tylko.
Charakter: Wesoła i pomocna, nigdy nie odmawia w potrzebie innym, żyjąc zgodnie z zasadą panującą w jej wiosce mówiącą o tym, że nikt nie jest tak naprawdę sam i każdy może zwrócić się o pomoc, kiedy tego potrzebuje. Bardzo łatwo nawiązuje znajomości i fascynuje ją wszystko co nowe, co sprawia, że czasem wpada w niezręczne sytuacje. Jest bardzo spontaniczna i trudno czasem przewidzieć jak zareaguje, ona sama nigdy się tym nie przejmuje, nie analizuje, biorąc życie takim jakie jest. Wyznaje zasadę, że trzeba przyjmować to co dał jej los z pokorą i nawet jeśli spotykają ją przykre rzeczy, z pewnością są jedynie kolejną lekcją w życiu. Otwarta i ciekawa świata. Jednak ostatnie wydarzenia sprawiły, że stała się bardziej skryta i unika towarzystwa innych. Chciałaby wierzyć, że w każdym jest dobro, ale teraz nie jest do tego do końca przekonana.
Hierarchia: Zielarz i Mag Natury.
Historia: Wychowała się w Lesie Driad i tam spędziła dzieciństwo nigdy nie opuszczając jego granic. Od najmłodszych lat uczona odpowiedniego posługiwania się łukiem, jak również przekazywano jej wiedzę na temat wszelkiej roślinności występującej w okolicy. Mimo, że jej życie tam było szczęśliwe i prawie beztroskie, Sir'ca marzyła o przygodach, o świecie poza granicami lasu. Chciała poznawać inne krainy, zwierzęta i przede wszystkim rośliny. Kiedy w wiosce pojawiła się Aerlin wraz z Jivreg'iem to była jej szansa. Nimfa nie dała się długo przekonywać. Rozpoznała w młodej driadzie głód życia, jaki kiedyś trawił ją samą i przekonała Matkę Driad by pozwoliła Sir'ce iść własną drogą. Tak oto opuściła swój rodzinny las i rozpoczęła nowe życie w Ordo. Niespodziewanie dla niej w hodowli Zakonu wykluła się Baldis, smoczyca bardzo rzadkiej rasy. uzupełniając połowę jej duszy i uspokajając niepokój do tej pory goszczący w jej sercu. Ukończyły razem szkolenie i mogły w pełni uczestniczyć w życiu Ordo. W Zakonie poznała porywczego elfa, Ermona, do którego od początku coś ją przyciągało, aż w końcu połączyła ich namiętność. Elf zbuntował się przeciwko swoim nauczycielom i przywódcom, a po przegranej walce odszedł. Kiedy nastała Ciemność, Baldis przeniosła je obie do tajemniczej krainy z dwoma księżycami, gdzie spędziły wiele czasu. Same jednak nie potrafią powiedzieć ile to trwało, gdyż dni zlewały się w jedno, zwłaszcza że w tamtym miejscu nie było różnych pór roku. Pewnego dnia Baldis uznała, że czas na powrót. Po wielu latach wróciły do Ordo Luce Tenebris i tam dane jej było znów spotkać Ermona. Elf stał się demonem, ale nie mógł zgasić uczucia jakie żywił do Sir’cy. Choć tak krótkie, chwile spędzone razem wypełnione były radością, miłością i licznymi uniesieniami. Dalsze losy są powiązane ściśle z losami Baldis, oprócz czasu, w którym smoczyca wyruszyła w niebezpieczną wędrówkę, aby zbawić duszę Mulkhera. Wtedy driada została w Zakonie cierpiąc z powodu pustki jaką czuła po odejściu smoczycy i martwiąc się o jej, jak również swój los. Po tym wydarzeniu, musiały odejść z Zakonu uznając, że nie ma już tam dla nich miejsca. Baldis dopuściła się czynu uważanego przez niektórych za zakazany i obie uznały, że jedynie taka decyzja jest słuszna. Udały się na Zlot Baśniowych Smoków, gdzie Sir'ca widziała wiele baśniowych smoków i nie mogła nasłuchać się opowieści jakie snuły bez przerwy. Dopiero jak Baldis ukończyła nauki u Fabul'a wyruszyły w drogę do Zakonu Białego Kruka, gdzie oczekiwali już ich pozostali. Jej życie powróciło do normalności, jednak myśl o Ermonie nie dawała jej spokoju. Nie był jej lekko, kiedy dowiedziała się, że demon przebywa w Ordo Servi Preditor. Złamując wszelkie zakazy spotkali się w czasie jednej z ciepłych, letnich nocy i nie liczyło się nic oprócz tego, że mogli te kilka chwil spędzić razem. Ciągle o sobie pamiętali i uczucia obojga w najmniejszym stopniu nie wygasły. Dopiero w noc, kiedy delegacja Zakonu Zwodniczej Nadziei przybyła by przypieczętować wspólny sojusz. Sir'ca liczyła, że przybędzie również Ermon, nie było go jednak wśród gości lądujących przed dziedzińcem. Demon jednak o niej nie zapomniał i nie zaprzepaścił szansy jaka dawała mu nieobecność przełożonych. Przekazał wiadomość do driady, że pragnie się z nią spotkać. Sir'ce nie trzeba było dwa razy powtarzać. I tamtej nocy wszystko się zmieniło... Ermon podburzony przez własnego smoka posądził driadę o zdradę i odurzony gniewem odszedł. Nie do końca wie co czuje i potrzebuje czasu na uporządkowanie siebie. Od tamtej pory Sir'ca nie może dojść do siebie, unika towarzystwa zapominając o maksymie, że los daje jej po prostu kolejną lekcję nad którą powinna przejść do porządku dziennego...
[http://dragarta.deviantart.com/art/Peacock-Dragon-90210863]
Imię: Baldis
Przydomek: Konwalia
Płeć: Samica
Wiek: 826 lat
Rasa: Smok Baśniowy
Opis wyglądu: Smoczyca niezwykłej urody. Całe ciało pokrywają pawie pióra pokryte delikatnym złotym pyłem, który mieni się w promieniach słońca. Kiedy pióra namokną stają się ciężkie, a złoty pył spływa razem z kroplami, kiedy natomiast są suche brudzą wszystko, czego się dotkną. Ta właściwość czasem doprowadza Baldis do szału, jednak wszyscy wokół ją zapewniają że im to nie przeszkadza. Drobne niebieskie pióra zdobią jej łapy, błękitne podobne do wachlarzy są brzuchu, na skrzydłach zaś zielone i długie, każde zakończone dekoracyjnym okiem. Dwa rogi delikatnie opadają na tył głowy, z tyłu dolnej szczęki wystają po trzy kolce na każdej stronie. Koniec ogona zakończony pawim oczkiem. Wzdłuż kręgosłupa, między delikatnymi piórami, kryją się ostre kolce, które w razie potrzeby smoczyca potrafi chować.
Umiejętności: Potrafi przywoływać watahę eterycznych wilków, które spełniają jej rozkazy od rozpoznania terenu nawet do zaatakowania wybranego celu. Przeciwne sobie Magie, jakie w sobie nosi pozwalają jej również na przyzwanie Bogów Światła i od nich pomoc. Umiejętności latania uczyła ją Luthien, mistrzyni w tej dziedzinie, dzięki czemu Baldis swobodnie czuje się wśród porywów wiatru i potrafi wykonywać skomplikowane akrobacje. Nie korzysta jednak często z tego daru od kiedy nauczyła się przemieszczać w przestrzeni tak jak podróżuje między światami. Dzięki naukom Fabul’a nauczyła się zwodzić oczy innych istot i ukrywać swoją prawdziwą postać, co było jedynym sposobem by w Zaświatach nikt jej nie dotknął, co było głównym zagrożeniem dla niej jak i Erity.
Broń: Magia Światła i Magia Księżyca.
Zdolności specjalne: Potrafi teleportować się oraz podróżować między światami. Dzięki tej umiejętności obie znalazły bezpieczne schronienie po upadku Zakonu. Jednak moc ta obarczona jest wielkim brzemieniem odpowiedzialności, gdyż nie może pozwolić by ktokolwiek odkrył tajemnicę w jaki sposób jej się to udaje. Jest to sekret wszystkich Smoków Baśniowych, które żyją by czuwać by nikt nie powołany nie opanował tej umiejętności. Baldios potrafi również przenieść się w Zaświaty, co zdaje się być umiejętnością jej rasy, czego nauczył ją jej jedyny nauczyciel Fabul, gdyż tylko smoki należące do tej rasy mogą przekazywać sobie tajemną wiedzę. Potrzebowała jego rad, gdyż udała się w to mroczne miejsce i dzięki pomocy Erity wydostała z szponów Śmierci duszę Mulkhera i Almariel.
Charakter: Często zamyślona. Odzywa się jedynie wtedy, gdy jej słowa niosą prawdę i mądrość. Pragnie poznać jak najwięcej szczegółów związanych z jej rasą, a przez wiele lat myślała, że została ostatnim przedstawicielem swojej rasy. Jaka wielka była jej radość, kiedy dowiedziała się, że nie jest sama i może nawet udać się na Zlot jej pobratymców i ich poznać. Bardzo przyjazna i serdeczna, ale jednocześnie ostrożna. Nikomu nie odmówi w potrzebie, tak jak jej nie odmówiono gdy najbardziej potrzebowała wsparcia.Wiele już przeżyła, zna również smak wielkiego cierpienia, co odbiło piętno na jej duszy. Przesadnie dba o swoje pawie pióra, które nie ułatwiają jej życia, jest bardzo drażliwa kiedy ktoś zwraca jej na ten temat uwagę.
Hierarchia: Mag Światła i Księżyca.
Historia: Wykluła się w Zakonie Światła Mroku. Jednak nikt nie wiedział, jak jej jajo znalazło się w Hodowli. Ta część jej życia spowita jest mgłą tajemnicy i chyba jedynie sama Baldis mogłaby ją rozwiać. Jako młoda smoczyca przemieniła pierścień Sir’cy tworząc na nim swój wizerunek. Wtedy po raz pierwszy ukazała niesamowite zdolności do Magii. Ukończyła szkolenie u boku Mulkhera. Z czarnym smokiem od samego początku łączyła ją szczególna więź, która z czasem przerodziła się w miłość. Jednak oprócz uczucia, losy obydwu smoków powiązane są przeznaczeniem i tajemniczą przepowiednią, która pierwszy raz dała o sobie znać podczas jednego ze szkoleń w czasie niezwykłej pełni Księżyca. Dopiero po wielu latach Baldis dowiedziała się o transie, w którym mówiła nie swoim głosem i o którym nie miała nawet pojęcia.
Po nastaniu Ciemności, w czasie nieopisanego Chaosu jaki wtedy panował, przeniosła siebie i Sir’cę z dala od tego świata. Do baśniowej krainy, w której były bezpieczne i niczego im nie brakowało. Smoczyca jednak cały czas tęskniła za swoim ukochanym i pozostałymi członkami Zakonu, którzy byli jej rodziną. Po wielu latach zaczęła miewać sny... Przyszedł czas wracać do domu, z powrotem do Ordo, który podniósł się z klęski. Pobyt w Zakonie okazał się być czasem spokoju. Aż do pewnego dnia,kiedy nieoczekiwanie zmarł Mulkher wraz z Almariel. Nie mogąc znieść straty,kierowana niewyjaśnioną siłą i snami, postanowiła przenieść się razem z Eritą w Zaświaty. Nie mając żadnego doświadczenia, kierując się wskazówkami jej nauczyciela, również baśniowego smoka, Fabul’a, trafiła do królestwa Śmierci. Tam odnalazła duszę ukochanego i jego jeźdźczyni. Dzięki wspólnej magii Baldis i Erity czarny smok i elfka mogli wrócić do Świata Żywych. Tam okazało się, że Bal znowu musi opuścić ukochanego. Chociaż serce kazało jej nie opuszczać czarnego smoka,wyruszyła w podróż, której celem był Zlot Baśniowych Smoków. Po drodze miała również otrzymać ostatnie nauki kończące jej edukację u Fabul’a. Wróciła szczęśliwie by nie przejmować się już niczym więcej, oprócz spędzaniem jak największej liczby czasu z Mulkherem. Ordo Corvus Albus było teraz jej domem. Po jakimś czasie, ponownie nawiedzana snami płynącymi z dalekiej północy, wyruszyła razem z czarnym smokiem, wiedziona przeczuciem, że tam właśnie ukryte jest źródło jej transów i dziwnych wizji. Odnalazła uśpioną krainę, która czekała aż ktoś ją uwolni od zaklęcia Wielkiego Białego Wilka, który tylko czekał na jej upadek. Baldis przy pomocy Mulkhera uratowała Aurayę i jej podwładnych, dzięki czemu ona jak i Ordo będzie mogła zawsze liczyć na ich pomoc. Od tamtej pory jej życie biegnie względnie spokojnym torem, a jedyne zawirowania spowodowane są codziennymi problemami Ordo i jego mieszkańców.
*Spod smoczych łap bryznęły tumany śniegu, by zaraz wznieść się na wstęgach wichury, zaganianej przez mocne skrzydła. Bestia opadła na bruk, niedbale i niecierpliwie, pospiesznie, zbyt gwałtownie. Prychnęła głośno, nerwowo; jej kryształowe ślepia jarzyły się intensywnym blaskiem, jednakże nie były gniewne, a… przestraszone. Gad odrzucił truchło zabitego zwierzęcia, zajmie się nim później, przecież nie ucieknie, teraz musi… Nie zdążył postąpić kroku, usłyszał głuche tąpnięcie. Wykręcił łeb, by spojrzeć za siebie. Wydał z siebie nieokreślony warkot, ni to zły, ni płaczliwy. Elf spadł i zamarł na śniegowym łożu. Nie reagował na coraz to mocniejsze szturchnięcia w ramię. W końcu na jego ciele zakleszczyły się blade szpony, lecz nie jak na ofierze, a jak na skarbie. Delikatnie i z czcią. Brunatnoskrzydły wzniósł się, powoli i ostrożnie, przemieniając się jakoby z bestii w strażnicze istnienie…* *Eldar podążył za pierwszą myślą, jaka wpadła mu do głowy. Pomoc. Szukać pomocy. Zaraz posłuchał się następnej – nie lecieć do ojca… Nie miał czasu myśleć nad tą decyzją, musiał działać szybko. Niebawem znalazł się na wysokości drugiego piętra. Wiatr gwizdał w uszach i wciąż zmieniał kierunek, przeraźliwie ziębiąc i spychając z toru. On jednak był silniejszy niż żywioł. Pełen skupienia przeciwstawiał się nieprzychylnym prądom, starał się podkurczać łapy, by choć trochę ochronić Malgrana przed zimnem. W końcu znalazł to konkretne okno, którego szukał. Zaryczał donośnie, mając nadzieję, że te, do których przybył, schroniły się przed złą pogodą w zamku… Odpowiedziały natychmiast. Ogromne okiennice otwarły się z cichym skrzypnięciem, które zaraz zginęło w zewie wichru. Smok wleciał do komnaty, zatoczył koło, po czym zawisł nad jednym z foteli i ostrożnie położył na nim elfa. Wylądował kawałek dalej na alabastrowej posadzce, brudząc ją na wpół rozmokłym śniegiem. Spojrzał na zaskoczone oblicza driady i baśniowej smoczycy, pokręcił jedynie głową.* „Wybaczcie, że wtargnąłem w ten sposób, ale same widzicie...” *Rzekł skruszony, aczkolwiek jego głos był donośny i drżący z napięcia.* „Został zaatakowany w lesie, skarżył się na prawą rękę, mówił, że ją złamał, jeszcze jakieś zwierzę rozdarło mu plecy, nie zdążyłem, stracił przytomność przy lądowaniu… Ja… jeszcze muszę coś zrobić… Zaopiekujcie się nim, proszę!” *Mówił szybko i chaotycznie, by tylko przekazać sens i wrócić po zwłoki, żeby nikt ich nie zabrał, to była cenna wskazówka… Nie czekając na odpowiedź wyleciał na zewnątrz, pęd z hukiem zatrzasnął za nim skrzydła okiennic.*
OdpowiedzUsuń*Przez zmrużone powieki przedzierała się złota łuna słonecznych promieni. W koronach drzew zatańczył letni wietrzyk, strącił z jednego z młodych listków kryształową kroplę rosy. Skapnęła na delikatną elfią twarz.
OdpowiedzUsuńOtworzył oczy. Przez chwilę nie widział nic, tylko światło, kojące, otulające. Potem dojrzał plamki cienia, które rzucały liście. Usłyszał wiatr. Poczuł aksamit mchu pod swoim ciałem. Uśmiechnął się.
Odetchnął głęboko… Przesunął dłonią po ziemi… Pędy młodej roślinki nieśmiało wychynęły zza zielonej połaci i w czułym geście oplotły jego nadgarstek.
Był jednością. Stanowił jedno z ziemią, z Matką, z wszelkim stworzeniem, z czystą energią tego miejsca. Z czasem, który przeminął… Z czasem, który miał nadejść…
W przestrzeni rozbrzmiały pierwsze nuty melodii. Głosu lasu. Ptasi świergot złączył się z cykaniem świerszcza. Obce warknięcie przemieniło się w chóralne echo. Dźwięki popłynęły, jak po wstędze rzeki, nie mącąc jej spokojnej tafli… Były wszędzie. W rozwijających się pączkach rumianku. W strumyku. W opuszczonej dziupli… We wszystkim, co otaczało…
Pędy pięły się po skórze, znacząc swą ścieżkę luminescencyjną zielenią. Łączniki zacierały cielesną granicę między duchem, a czystym jestestwem lasu.
Ból przeciął muzykę jak grom.
„Co on tu robi? Co on tu robi? Czego on tutaj szuka?”
Pędy zaciskały swe więzy. Gardło ścisnął strach.
„Już dawno nas opuścił. Jak śmie? Jak śmie? Serce, powiedz, jak on śmie?”
Ciemniało w oczach. Znikało światło. Nadchodziła śmierć…
Pędy więdły… Czerniały. Stawały się śliskie.
Puściły. Mech pełzał pod plecami, żył… Począł kąsać.
„Będzie jednym z nas albo zginie, moje dzieci.”
Elf odzyskał dech, lecz światła już nie było… Uciekał, nie patrząc przed siebie. Uciekał w otchłań. Dziki pisk. Począł spadać…*
*Eldar wrócił na dziedziniec. Truchło niemalże zniknęło pod płachtą śniegu. Smok ze złością wyszarpnął zwłoki z zaspy i tym razem skierował się w stronę głównych odrzwi. Czym prędzej przemieścił się na wyższe kondygnacje zamku i wtargnął do ich komnaty. Rzucił martwe stworzenie w kąt skromnej łazienki, a konkretnie do brodzika, do którego zlewało się zużytą wodę. Rozejrzał się i dopiero teraz zauważył, że mimo, iż śmierć zwierzęcia nastąpiła stosunkowo dawno, z ciała nadal sączyła się krew, przez co zapewne część posadzek zamku przyozdobił bordowy szlak… Już miał wychodzić, kiedy w ostatniej chwili pomyślał, żeby zakonserwować truchło. Nie wiadomo, kiedy będą mieli okazję je przebadać… Znów jego sercem zamotała złość, na myśl, że przez to stworzenie Malgran musiał cierpieć. Ponadto przygniatał go ból, gdzieś w skroniach, tak jakby nie do końca własny… Rozwarł paszczę i uwolnił salwę lodowych płomieni. Czekał, aż zimno spowije całą sylwetkę zwierzęcia. Następnie zajął się śladami. Nie wiedział, co elf planuje, co zadecydują w kwestii niespodziewanego napastnika, jednakże raczej nie była im potrzebna sensacja na początek. Wrócił na zewnątrz dokładnie tą samą drogą, po drodze sumiennie ścierając posokę zaklęciem, poznanym przy okazji sprzątania zamku przed spotkaniem z delegacją Servi Proditor. Zajęło mu to za dużo czasu, karcił się w myślach, pełen obaw. W końcu, gdy się ze wszystkim uporał, wzbił się w powietrze, z zamiarem wtargnięcia do komnaty Sir’ci i Baldis taką samą drogą, jak uprzednio.*
*Malgran zerwał się ze snu, nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Był zlany potem, oddychał szybko i krótko, a w przekrwionych oczach grzmiał strach. Panicznie rozejrzał się po pokoju, zacisnął ręce na kołdrze i szarpnął nią gwałtownie, o mało jej nie rozdzierając.* Gdzie jestem? Co się stało? *Wydukał między szybkimi oddechami, zachowując się tak, jakby nie do końca poznawał, kto przed nim stoi. Po chwili za szybą pojawiła się smocza sylwetka, Eldar zawisł w przestrzeni, oczekując.*
*Strach i zbłąkane myśli wirujące w otępionym umyśle mężczyzny na pewien czas odebrały mu zdolność jasnego postrzegania. Gdyby nie ból, majaczący wyraźnie, acz równocześnie gdzieś w tle, zapewne zerwałby się i uciekł, nie wiadomo od czego i po co. Nie wiadomo? Wspomnienie przecięło wizję jak błysk. Przypomniało... Słowa dotarły do niego jak przez mur, przyozdobione dziwnym echem. Sir'ca, tutaj? Przecież jest nadal w tym... lesie... W TYM lesie... Potok myśli przerwał ziołowy odór. Skrzywił się bezwiednie, jak ukłuty igłą, jednak nie miał sił by oponować. Przyjął to, co mu podano, nie zwracając uwagi na strużkę cieczy, jaka polała mu się po brodzie.* Sir'co, uciekaj... Uciekaj przed zepsuciem, które pełznie jak wij... po lasach... *Szepnął, szmaragdowe tęczówki zajaśniały nienaturalnie.*
OdpowiedzUsuń*Eldar wylądował miękko na posadzce, strzepał resztki śniegu ze skrzydeł, by zaraz złożyć je wygodnie. Zakłopotany spojrzał na alabastrowy marmur upaprany rosnącą wciąż kałużą i zaraz ją wysuszył, tym samym zaklęciem, którego używał uprzednio do wyczyszczenia krwi. Spojrzał na Baldis, przyciągnięty jej uważnym wzrokiem. Zdawało mu się, że nieprzyjaznym. Po usłyszeniu jej zniecierpliwionych pytań, milczał chwilę. Twarz miał ściągniętą w dziwnym grymasie. Zanadto poważnym. To sprawiało, że mimo chudości nie wyglądał na przytłoczonego, czy też bezsilnego. Patrząc na niego, miało się wrażenie, że patrzy się na wygłodzonego drapieżnika, który mimo, iż nie jest w pełni sił, nadal będzie wystawiał kły i pazury w razie zagrożenia. Neonowe oczy lekko zamigotały, jak odległe gwiazdy. Co miał im powiedzieć? Wiedział niewiele od nich. Ponadto nie miał pojęcia, co z tej wiedzy winno być ujawnione. W końcu ten atak był silnie podejrzany. Niespodziewany, nagły i... bezsensowny. Nic nie łączyło się w całość. Chyba nie powinien ich wciągać w tę sprawę i narażać na możliwe niebezpieczeństwo... Zanim smok zdążył się odezwać, w przestrzeni rozległ się łagodny, acz zdecydowany głos Piórowłosej. Ich sens zdołał przywołać lekki uśmiech na wargi Zmiennołuskiego. Uchylił głowy przed driadą na znak podzięki po czym podszedł do jeźdźca. Zmarszczył brwi, tchnięty niepokojem. Jeszcze nie widział elfa w takim stanie. Wyglądał, jakby pasożytowała na nim choroba... A tą chorobą zdawał się być strach, który grzmiał w jego oczach.* Zepsucie toczy lasy, Eldarze... *Szepnął elf, już trochę spokojniejszy, widocznie lekarstwa poczęły działać. Wypowiedział to jedno zdanie, po czym przymknął oczy. Zdawało się, że zasnął. Eldar odwrócił się w stronę Sir'ci i Baldis.* "Niestety również nie wiem za wiele. Malgran był na zwykłej przejażdżce po Rubidajil. Po jakimś czasie zaalarmował mnie, żebym przybył, gdyż spłoszył się jego koń. Sam wydawał się być zdezorientowany. Wyruszyłem od razu, a gdy dotarłem na miejsce, trwała walka... Zabiłem to, co zraniło go w plecy. To było... zwierzę. Tak sądzę. Widziałem jeszcze coś, a raczej kogoś. Wiem, że był ubrany na biało, jednak zaraz zniknął mi z oczu. Po prostu rozpłynął się w powietrzu... Obawiam się, że więcej będzie mógł wam powiedzieć dopiero Malgran, jak wydobrzeje. Nie wiem, czy ten napastnik jest zagrożeniem. To wszystko jest... jakieś dziwne... Będziemy dopiero badać sprawę." *Westchnął, po chwili milczenia ozwał się znowu.* "Dziękuję za pomoc. On tutaj zostanie, czy mam go zabrać do siebie? A czy... te rany... na plecach... Były zakażone?" *Zapytał z pozornym spokojem, nie chcąc wzbudzać podejrzeń.*
*Smok ściągnął brwi. Dlaczego Baldis zaczęła go przesłuchiwać? Dlaczego tak upierała się i nie chciała odpuścić? Zapewne wyczuła, że część informacji została utajona... I chciała za wszelką cenę odkryć całą prawdę. Takiej jej nie znał, poddającej się impulsom, tak jak... Łowca...* Zakon słabnie przez nasze waśnie i problemy. Fasady zamku drżą, lada moment marmur zacznie się kruszyć... Starszyzna walczy, by scalić nas ponownie... jednak ich siły nie są bezkresne, choćby tak się nam mogło wydawać. Nie chcę dokładać im ciężaru trosk. Jesteśmy pełnoprawnymi członkami Ordo, będziemy w stanie sami rozpocząć poszukiwania. Póki co ci napastnicy to nieznane - jak tylko okaże się, że stanowią zagrożenie dla Kruka, wszyscy będą wiedzieć. *Jego ton był jednolity i monotonny; jednak w neonowych ślepiach grzmiała dziwna emocja, tak jakby stworzona ze smutku, strachu, lecz i gniewu. Zaniepokoiły go jednak słowa Baldis dotyczące truchła. Czy to możliwe, by wiedziała, że przywlókł do zamku ciało bestii? Czy po prostu wpadli na ten sam pomysł? Nie myślał o tym długo. Na pewno to był tylko przypadek...* Nie chcę się kłócić. *Zakończył. Drgnął lekko, gdy driada dotknęła jego szyi, zareagował bladym uśmiechem. Cieszył się, że są jeszcze w Ordo osoby, które słuchają głosu ciszy, spokoju i nie poddają się tak szybko emocjom. Miał nadzieję, że nie ugną się pod natłokiem coraz to większej zgrai krzykaczy... Bo jego równowaga już została pokonana. Westchnął... Chciałby ją odzyskać.* Nie jestem zmęczony. *Skłamał gładko i pokiwał łbem.* Jeśli tylko mogę jakoś pomóc, to powiedz. Chciałbym się jakoś odwdzięczyć.
OdpowiedzUsuń*Elf przetarł zmęczone od czytania oczy. Myślał, że wreszcie natrafił na trop, że tygodnie poszukiwań wzmianki o kreaturze, bądź jej towarzyszu zostaną wynagrodzone. Jednak im bardziej zagłębiał się w treść, tym dalej odpływała nadzieja... Kwestia tego dziwnego ataku spędzała mu sen z powiek... Zatrzasnął księgę i odłożył ją na miejsce. Nadal uważał na dogorywającą po złamaniu rękę. Ile to już tygodni trwał jego powrót do zdrowia? Usiadł, jakby nagle przygnieciony myślą... Przecież zapomniał jej nawet podziękować. Wszystko dzięki niej, jej umiejętnościom, wytrwałości i woli pomocy. Zioła działają wolniej niż magia, mimo to nie odesłała ich do Aerlin. Był za to wdzięczny, nadal nie mógł spojrzeć w oczy nimfie... Nie wiedząc za bardzo, czemu... Skierował się do wyjścia z biblioteki, szmaragdowy płaszcz zafurkotał za nim jak nietoperz. I zupełnie tak jakby usłyszała jego myśli, na końcu korytarza pojawiła się barwna smoczyca. Elf zawahał się wyraźnie, acz na krótko, podbiegł do Baldis i uśmiechnął się serdecznie.* Ashe, Baldis. Piękny dzień dziś wstał prawda? Choć poranek chłodny... Ee... Jak się miewa Sir'ca? *Zagadnął, w zakłopotaniu skubiąc przedramię.*
OdpowiedzUsuń*Zaczął przebierać palcami po krawędziach płaszcza, który mienił się refleksami, jeśli tylko wpadało weń światło; tak, jakby był rad z okazywanych pieszczot. Czemu smoczyca od razu o to zapytała? Jest tyle lepszych tematów na rozpoczęcie konwersacji... Eldar opowiedział mu wszystko, co się działo, gdy spał, nie omieszkawszy również napomknąć o postawie smoczycy. Była ciekawa? A może zła, że ukrywali informacje o ataku przed Przywódcami, a zwłaszcza jej ukochanym? Malgran w sumie dziwił się, dlaczego fakty jeszcze nie wyszły na jaw. Nie chciał jakoś za wszelką cenę ukrywać tej kwestii, nie opracował także żadnej specjalnej strategii... Po prostu nie rozpowiadał wokół, co się wydarzyło. Wymigiwał się z odpowiadania na niewygodne pytania. Nikt się specjalnie tym nie interesował. Prócz Baldis.* Raz krok do przodu, raz do tyłu... *Mruknął pogodnie, acz wyraźnie wymijająco. W czasie, gdy Baldis wypowiadała się, elf zajął ręce wykonaniem paru prostych gestów; powietrze ledwie wyczuwalnie zawibrowało, zgęstniało, w epicentrum zjawiska poczęło się coś kotłować, jakieś zawijasy. Z nieokreślonych kształtów, kołysząc się płynnie poczęły się wyróżniać fioletowe pączki, coraz liczniej, by w końcu mogły spocząć na dwóch czarnych gałązkach. Jedną łodygę bzu elf podarował Baldis.* Winien jej jestem podziękowania... Wiesz, gdzie się znajduje? Ostatnio nasze ścieżki nie chcą się przecinać w lepszych okolicznościach...
OdpowiedzUsuńNie ma powodu do obaw. Siedziba Ordo to forteca nie do zdobycia, gdy Starszyzna strzeże jej murów. I ja obroniłbym się przed napastnikami, gdybym tak głupio nie dał się zaskoczyć. *Rzekł z zadziwiającą pewnością i lekkością, jakby mówił o sprawie już zamierzchłej. W rzeczywistości kotłowało się w nim milion pytań i wątpliwości, mdlący kłębek strachu i wahania, wywołany przez te dziwne wydarzenia. Najpierw w czasie zimy nie mógł opanować dziwnych zachowań, gdy odbierał niepokojące sygnały od lasu. Potem atak przybyszy, których styl był dla niego dziwny. Następnie sen... TEN sen... Na którego wspomnienie trzęsły nim dreszcze. Wrócił do rzeczywistości, przywołany gorzkimi słowami Baldis. Z ukrywanym smutkiem spojrzał na gałązkę bzu, którą trzymał. Wspomnienie o Favill, której miał wydziergać tatuaż właśnie takowego kwiatu na zakończenie jej szkolenia, ukłuło go sentymentalnym bólem. Ten zwielokrotnił się, gdy potem pomyślał o Sir'ce. Westchnął.* Sam nie wiem. *Odrzekł tylko w próżnię, zaraz po tym jak smoczyca zniknęła za zakrętem.*
OdpowiedzUsuń*Nie był pewien, czy to dobry pomysł, by spotykać się z nią właśnie dzisiaj. Coraz lepiej radził sobie z ukrywaniem emocji, przywdziewaniem maski, która zakrywała całe to zamieszanie w jego duszy; teraz mógł polec. Ale nie mógł odwlekać spotkania w nieskończoność. Co jak co, ale tęsknił za nią. W zimie dużo ze sobą rozmawiali, spędzali ze sobą czasu. Nie wiedzieć czemu, będąc tak blisko, mieszkając pod jednym dachem, coraz lepiej udawało się im unikać wspólnych ścieżek. Tak jakby Baldis miała rację. Nadstawił uszu, próbując wychwycić szum zielonych lotek, trzymając w dłoni tę gałązkę bzu, błądząc jak sierota po omacku. W końcu przysiadł na spróchniałym pniaku. Wędrował po lesie już jakiś czas i nie wiedzieć czemu, nie mógł zlokalizować tej jej polanki. Może nie życzyła sobie go widzieć.*
*Świetlisty wzrok bacznie śledził ruchy każdego z osobna. Kobieta, która wydawała się być wybranką pomiotu ciemności, wraz z usunięciem się straciła na zainteresowaniu smoczycy. Przycupnięta z boku, bezlitośnie szarpana strachem i niewiedzą, nerwowo reagowała na każdą anomalię otoczenia, zmieniającego się jak w kalejdoskopie; nieustannie przybywał ktoś nowy. Burzowa przekrzywiła ubrany w rogatą koronę łeb na widok kolejnych kobiet. Ich intrygujący wygląd był dla niej oślepiającą poświatą. Ciekawiły ją. "Jak te skrzydełka mogą utrzymywać w powietrzu?" - Myślała. - "Skąd ma te piórka?". Poczucie zagrożenia, jakie kąsało jej psychikę podczas oddziaływania czarnego smoka, odpłynęło poza granice bytu na niewidzialnym żaglowcu z banderą niebezpieczeństwa. Krew smoczycy zawrzała wściekłością, kiedy tylko różowawe spojrzenie wyłapało katusze, jakim poddawane było ciało anioła. Gęsta sieć błyskawic szczelnie okryła bestię, nieświadomą, iż wyginające Upadłego cierpienie jest częścią procesów uzdrawiania. Dwa ciężkie kroki z opuszczonym łbem przemieniły się w pośpieszne trzy do tyłu oraz serię nieokreślonych parsknięć. Smoczyca rzucała łbem na boki w ślepej desperacji, kiedy delikatny węch starł się z mocną wonią dziwnej maści. Bezwiednie roniła łzy, gdyż zapach ten dotarł nawet do jej oczu. Przysiadła jak na szpilkach, przy jękach i kichaniu trąc ślepia. Poczuła zaskakującą senność, a później rozluźnienie w odmętach wystraszonego umysłu. Tknięta tymi pochodzącymi od anioła odczuciami, skierowała przymrużony wzrok na uzdrowicielki, lecz widziała je groteskowo zniekształcone, jakby patrzyła przez górski kryształ. Dostrzegła ruch piórowłosej w kierunku rany na boku Upadłego.* "Nie-e..." *Krótkie zdanie zawierało w sobie większą gamę wiadomości, niż sam sens. Pobrzmiewający w nim akcent był dotąd niespotykany, zacięcie przy wypowiedzi sugerowało niepewność smoczycy co do doboru słowa, a pełgająca groźba musiała posiadać solidny po temu powód. Powtarzane było raz za razem, przy każdej próbie zabezpieczenia rany uśpionego anioła. Smoczyca zamilkła, zerkając w stronę driady, kiedy ta odnalazła powód niepokoju, metalowy zaczątek zakryty brzegami rozciętego ciała. Jak się okazało po jego usunięciu, w bok mężczyzny wbity był kilkucentymetrowy fragment widłowego zęba. Burzowa nic więcej nie dodawała, nie ruszała się. Przyzwyczajona do widoku nieustannego napięcia mięśni, z dziwnym przerażeniem obserwowała bezwład ciała swego pana, gdy piórowłosa opatrywała kolejne uszkodzenia, czasami wykręcając głowę czy ręce anioła pod wygodnym dla siebie kątem. To wydawało się Illuminarze wręcz... nienaturalnie, odrobinę nawet bluźniercze.*
OdpowiedzUsuń*Natychmiast zwróciła rozbieganą dotąd uwagę na postępującą ku niej smoczycę o urodzie tak niezwykłej, jakiej nie potrafiłyby zrodzić najbardziej fantazyjne sny. Ciche wibracje o szumiącym wydźwięku dobyły się z fioletowawej gardzieli. Ciepło słów było niczym małe ognisko na środku lodowca nieufności, niemalże niczym. Zmierzyła Baśniową wzrokiem o pobieżnej nutce wrogości. Spokój, ukojenie... Słowa tak łatwe, a tak trudne do osiągnięcia. Zbyt obce. Burzowa naraz uniosła wysoko łeb, dumna i piękna w swej dzikości. Dotąd rozchylone znikomo skrzydła, pod którymi zdawały się kłębić burzone chmury, co rusz trzaskające drobnymi wyładowaniami. Stały tak na przeciw siebie; Delikatność w złote pyły i pióra przybrana oraz Siła w płaszczu z błyskawic i mgiełki. Roziskrzone ślepia smoczycy błysnęły dziwnie. Słowa skruchy oraz podzięki z trudem formował jej skołatany umysł, lecz te pełne hardości przychodziły jak oddech, oczywiste i nie potrzebujące planowania.* "W takim razie im będą dzięki. Nie mów mi o spokoju, dopóki anioł się nie ocknie. Nie mów mi o zrozumieniu, bo nie wiesz jak i dlaczego tu przybyliśmy." *Odwróciła swe wejrzenie z powrotem na uwijającą się Sir'cę, Aerlin i ich pacjenta. Kątem oka dostrzegała znikome poruszenia nowych ciekawskich, lecz nie były one już tak alarmujące, jak ci pierwsi. Anioł, dziwne stworzenie, człowiek-ptak. Postępował podobnie do zwykłych ludzi, odczuwał i myślał, a także chorował. Ale oni tego nie widzą, bronią się przed jakąkolwiek innością wszystkim, co pod ręką. Tak jak tamtej nocy... Burzowa otrząsnęła się z tych ponurych myśli, nie było sensu debatować nad sprawami chłopstwa.*
OdpowiedzUsuń*Z klatki piersiowej uwolniło się głuche westchnięcie. Powieki zamknęły się, ukrywając przed światem soczysty blask tęczówek. Na ich powierzchni tańczyły plamki słońca, przezierające przez korony drzew. Na wąskich ustach wykwitł ledwo widoczny uśmiech. Tu należał. Był sługą lasu, szeptu liści, wilgotnego mchu, źdźbła trawy, sarniego spojrzenia. Wiatr pachnący rosą owionął rosłą sylwetkę mężczyzny, wprawiając połacie satyny w leniwe kołysanie. Gdzieś daleko w drzewną korę zastukał dzięcioł. Oczy ponownie ujrzały dzienne światło. Dojrzało las, a tuż obok - jastrzębia. Elf zmarszczył brwi i przekrzywił lekko głowę, nie mogąc odpędzić wrażenia, że skądś zna ów przybysza. Wokół niego niczym mgiełka unosiła się specyficzna łuna, mówiąca wyraźnie, że ptak przebył długą drogę; zaś początek tejże drogi mógł znajdować się nawet w innym świecie... Echo odległego, ostrego ptasiego głosu rozbrzmiało w umyśle jasnowłosego. Brzmiało ono krótko i wysoko. Spojrzał w wejrzenie przybysza, poznając, iż jest to jastrzębia samica; i zaraz uderzyła w niego retrospekcja. To ona wieki temu pomogła mu, gdy spieszył na karku hipogryfa, by wesprzeć innych zwiadowców, których zaatakowano. Pojawiła się w chwili, gdy uświadomił sobie z przerażeniem, że pobłądził. Wyprowadziła go ze zdradzieckich gęstwin strzegących wejścia do puszczy i pomogła wesprzeć towarzyszy. Dlaczego ujawniła mu się właśnie teraz? Była duchem, teraz nie miał wątpliwości. Kiedyś nie widywał ich tak często, jak obecnie... Zdążył wyczulić się na te ich aury i nieznaczne różnice w umaszczeniu czy też wielkości. Po cóż go nawiedziła właśnie teraz? Siedziała tylko obok niego, na pniaku, spoglądając nań mądrością i głębią swych ślepi. Po chwili odleciała. Patrzał w miejsce, gdzie zlała się z leśnym poszyciem, zostawiając go bez wyjaśnienia. Nie wiedzieć czemu, poczuł się pewniej, jakby zgadując cel jej przybycia - dała mu znak, że idzie właściwą ścieżką.
OdpowiedzUsuńDrgnął lekko, gdy kątem oka dostrzegł ruch. Powstał szybko, gdy ją ujrzał, lecz ona zdawała się unikać jego wzroku. Ukucnął obok niej. Próbował wybadać, co myśli, co czuje, lecz jej twarz zdawała się być kamienna. Może trochę smutna...?* Czuję się dobrze... *Dopiero pod koniec ostatnie słowo ubrało się w cichy głos, tak jakby ten odnalazł swoją drogę; reszta brzmiała szeptem.* Nie zdążyłem nawet podziękować Ci za Twoją pomoc. Dziękuję, Sir'co... *Przesunął się o pół kroku w bok, nadal w kuckach, chcąc, by driada spojrzała na niego. Na elfiej twarzy jaśniał lekki uśmiech, gdy wręczał gałązkę bzu, usianą gęsto purpurowym kwieciem...*
Czy to była tylko pomoc? *Ciche pytanie zawisło w przestrzeni między nimi. Zielone oczy lśniły jak w hipnozie, jakby chciały rzucić urok. Promień słońca przebiegł po sieci złotych ogniw łańcuszka oplatającego szyję mężczyzny, spadającego w dół, gdzieś za koszulę. Elf nie wahał się, gdy odgarnął z twarzy driady kosmyk jej pięknych pióro-włosów.* Szukałem Cię wiele razy, tylko i nie tylko po to. Ale Ty nie chciałaś mnie widzieć, nie chciałaś, bym odnalazł do Ciebie drogi... *Westchnął cicho i usiadł na miękkim mchu, urwał źdźbło trawy i począł je skubać, by czymś zająć ręce.* Coś się dzieje, Sir'co, widzę to. Co Cię trapi? Sprawy Ordo, czy coś zupełnie innego?
OdpowiedzUsuńDopiero dziś Favill wchodząc po schodach na drugie piętro miała okazję przyjrzeć się dokładnie napisom wyrytych na ich drzwiach i odnaleźć zaginioną komnatę Malgrana i Eldara. Zastanawiała się kiedy wrócą. Przejechała opuszkami po zagłębieniach liter przechodząc dalej i zatrzymując się przed komnatą Sir’cy i Baldis. Już miała zapukać, gdy powstrzymał ją Sarosh, który jej towarzyszył. Jego uszy drgnęły lekko wychwytując dźwięk kroków i odgłos otwieranych wrót biblioteki, które z ciężkim szurnięciem przesunęły się na zawiasach. Na drugim końcu korytarza pojawiła się driada wraz z Baśniową smoczycą.
OdpowiedzUsuń- Salve! – zawołała do nich lawendowo oka, idąc w ich kierunku. – Tu jesteście. Szukaliśmy Was i mieliśmy nadzieję, że znajdziemy gdzieś tutaj – rzekła, zatrzymując je.
- „Salve Baldis, Sir’co!” – zawtórował jej smok, obdarzając obie promiennym uśmiechem pełnym ostrych kłów. Zaszeleścił miękko puchatymi, pierzastymi skrzydłami i zamerdał radośnie długim ogonem.
– „Znajdziecie dla nas chwilę? Ja i Favill z chęcią posłuchalibyśmy kilku opowieści o tym, jak to się tutaj sprawy mają. Wiecie… Kto, co, gdzie z kim i dlaczego?! Koniecznie kto i z kim!”
- Tak, tylko o plotki Ci chodzi Sar… - westchnęła, czule klepiąc bestię po barku. – Ale to prawda, trochę ciężko odnaleźć się tutaj po tak długim czasie.
- „Nie chcielibyśmy nikogo niepotrzebnie urazić… Znowu. Ostatnio chyba zaliczyliśmy niezłą wpadkę…” – mruknął Światło, krzywiąc się pokaźnie.
- W tym muszę Ci przyznać rację. Nie wygląda to dobrze… Nic to. Historie Starszyzny to historie starszyzny, ale wydaje mi się, że Wasze wersje i spostrzeżenia mogą być jeszcze ciekawsze. Oni pochłonięci swoimi sprawami i ogarnianiem wszystkiego wokół mogą nie zauważać wielu spraw, a i my nie chcielibyśmy zabierać im sobą całego ich wolnego czasu.
- „Poniańczycie nas trochę?” – zapytał Fioletowy. Jego jeźdźczyni zmierzyła go surowym wzrokiem, niechybnie szykując jakąś kąśliwą uwagę.
Fioletowy smok przytulił się do Sir’cy i specjalnie jeszcze bardziej wyczochrał ją pyskiem, łaskocząc swoją grafitową grzywą. Favillae odwzajemniła uścisk, uśmiechając się stonowanie, acz pogodnie. Nie była przyzwyczajona do tak dużej dawki bliskości, którą ostatnio otrzymała w zakonie.
OdpowiedzUsuńSarosh wysłuchał poważnej przemowy Baldis, w której rozbrzmiewała łagodna nuta reprymendy, lecz z jego pyska nie znikał beztroski uśmiech. Baa! Nawet lepiej, zdawał się wręcz powiększać z każdym jej słowem! Całkowicie usatysfakcjonowany, zupełnie jakby zamiast odmowy otrzymał wór najsłodszych cukierków świata, zamerdał radośnie ogonem.
- „Mrał! Patrz, widzisz? Mówiłem Ci, zupełnie jak dobra mama wilczyca!” - rzekł tak cicho i sekretnie, że wszyscy zdołali to usłyszeć. Zbyt był podekscytowany, aby odpowiednio ukryć swe przemyślenia. Zdawszy sobie z tego sprawę, przewrócił oczyma, przechylając głowę i odwzajemniając rozbrajająco piękny uśmiech smoczycy w ramach przeprosin.
- Nie myślisz za grosz, co mówisz Sar! – wyrzuciła mu Favill, patrząc na niego z przekąsem i szturchając go łokciem w bok.
- „Oj, upsi…” – mruknął do fioletowowłosej, przestępując z łapy na łapę i odsuwając się nieco od jej niebezpiecznych, wścibskich kończyn lądujących między jego żebrami. Kiedy już wskazana, stosunkowo bezpieczna odległość została zachowana zwrócił się do Baśniowej. – „Wybacz, jeśli moje stwierdzenie wydało Ci się niestosowne Baldis” – przeprosił, unosząc brwi i pochylając nieco pysk, choć widać było w jego spojrzeniu, iż nie uważał tego za cokolwiek złego. Był wręcz zadowolony ze swego odkrycia. Dziewczyna westchnęła ze śmiechem, odpowiadając na słowa smoczycy.
- Rozumiemy, ale mniejsza o innych. Co słychać u Was? – zapytała, przyglądając się zarówno Baldis, jak i Sir’ce. – Czyżbyście wcale się nie zmieniły? Czas leci, a zakon faktycznie jakby poza nim gdzieś zupełnie.
- „Rozumiemy, ale przepraszam, że co?” – rzucił, przekomarzająco Światło, chcąc podrażnić się ze swą jeźdźczynią, udając, że zupełnie nie słuchał słów Baśniowej zaabsorbowany swoimi błahymi przemyśleniami. Mimo tego puścił świetliste perskie oczko do smoczycy, aby wiedziała, że tylko żartuje.
CDN
CD
Usuń– „Oczywiście masz rację, ale jakbyś koniecznie chciała coś o mnie opowiadać to śmiało, wyprę się wszystkiego! WSZYSTKIEGO!” – rzekł do niej po chwili, uśmiechając się szelmowsko. Zaraz jednak uspokoił się lecz wydawało się to być tylko chwilowe. – „Nie no ale, przy mamie wilczycy nie wypada… Ja wiem…” - powiedział nawiązując do swej wpadki, lecz tym razem na jego pysku widać było jedynie prostoduszną serdeczność. Cieszył się, że mógł ją znowu widzieć. – „Dziękuję. Na pewno z nimi porozmawiamy, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Niepotrzebnie zasieliśmy zamęt. A czy u Was wszystko dobrze?”
W międzyczasie Favillae poruszyła już inny temat z driadą.
-Plotki? – dziewczyna zamyśliła się na chwilę, przykładając dłoń do podbródka i wskazującym palcem pukając się po policzku w namyśle. Skóra ozdobiona misternym tatuażem ugięła się lekko pod jego dotykiem. - Ach, to… Hm… Kiedyś w pewnej miejscowości bliżej pogranicza, w której zabawiliśmy wyjątkowo nieco dłużej, tamtejsze kobiety określały tak, że tak to określę, opowieści różnej treści na tematy właśnie takie dosyć wścibskie… Nie ukrywajmy, dotyczące różnych ludzi, a w zasadzie to najbliższych mniej lub bardziej lubianych sąsiadek i co ciekawszych sąsiadów, jeśli wiecie co mam na myśli – odpowiedziała Favill, uśmiechając się lekko i kiwając głową. Spojrzała kątem oka na Sarosha.
– Ten tutaj nie mając za bardzo nic do roboty – urwała widząc krzywe spojrzenie fioletowego smoka - a właściwie niech mu będzie, przystanę na jego wersję, nie wiele mogąc robić ciekawego w tym czasie, gdyż musiał się kryć przed spojrzeniami gawiedzi, bezczelnie sobie owe panie podsłuchiwał i stąd to właśnie wzięły się owe jego ciągoty do historii wszelakich…
-„Niach, niach, woach! Ale, żebyście wiedziały ile tam się u nich działo, doprawdy, książkę można by napisać i to z jaką fabułą! Największy powieściopisarze nie powstydziliby się takich zwrotów akcji!” -odparł nieskrępowany jawnym obwieszczeniem wszem i wobec jego niezbyt chwalebnych skłonności.