niedziela, 6 stycznia 2013

Wiatr zmian.


   Żywioł próbował zmieść z nieba tych, którzy tego dnia odważyli się przemierzać powietrzne szlaki. Wył z bezsilności w czarnych błonach, wprawiając je w basowe drżenie, nadymając jak żagle widmowego statku. Kłęby pary buchały z rozwartych nozdrzy w towarzystwie głuchych parsknięć.  Śnieżne spirale wpadały w grafitowe włosy jeźdźczyni dosiadającej bestię, szarpiąc je bez litości.
   Smok przechylił się łagodnie, by skierować lot ku płaskiej półce zbocza góry. Zamachnął wściekle skrzydłami, by poskromić potęgę podmuchu śnieżycy, napiął potężne ciało i opadł ciężko na skaliste podłoże pokryte grubą warstwą białego puchu. Wdrapał się wyżej, gdy tylna łapa ześlizgnęła się z oblodzonego kamienia, zrywając kawał skały, która potoczyła się po krzywiźnie, ostrzegając gromiącym krzykiem. 
   Zmęczone ślepia po raz kolejny spojrzały na surowe królestwo wysokich gór Yiale. Gniew natury zdawał się przypominać chaos panujący w Ich sercach...
- 'Nie ma ich, Mulkherze… Porwał je wiatr' – mentalny szept Almariel zagościł w przestrzeni smoczego umysłu, uprzedzając dotyk skrytej w rękawicy dłoni. Nie było żalu w jej głosie. Nie było oskarżenia. Tylko spokój... I smutek.
- ' „Kiedyś to musiało nastąpić, ammalvi. Taka jest kolej rzeczy... Coś się kończy, coś się zaczyna..." ' – nie czekając na odpowiedź, Czarny odepchnął się od zimnego ciała góry. Spadał chwilę w dół, bezwładnie, targany czystym jestestwem rozszalałego żywiołu, by zaraz poderwać się do lotu – „Zadecydowały i my musimy to uszanować… Podźwignąć się, ponownie…”


   Błękitnooka z trudem powstrzymała drżenie rąk. Spojrzała ostatni raz na Aerlin, której twarz znów zasnuła się woalą cierpienia. Kiedy los stanie się bardziej przychylny dla przyjaciół? Dla Ordo? Mulkher nie odważył się spojrzeć w spętane węzłem emocji oczy Jivrega. Podał mu jedynie wełniany kocyk oraz skromną ozdóbkę, w którą wplecione były białe pióra. To, co pozostawili po sobie Lhun i Nirin, zanim… Almariel wbiła drgający niespokojnie wzrok w drzwi komnaty XXXIV. Próbowała łapać się strzępków pozytywnych myśli. Miała nadzieję, że Erita i Luthien wzięły pod opiekę tę dwójkę… Że chronią ich młode życia… Wyciągnęła dłoń. Chude palce poczęły emanować bladoniebieskim światłem. Kolejna myśl… Być może przyszłość przyniesie ponowne pojednanie tej rodziny… Jednak teraz jej istota schowała się w cień... Niebo zaszło chmurami... Pięknie kaligrafowane literki, składające się na imiona tych, które stanowiły niegdyś trzeci filar Starszyzny, poczęły blednąć, zatapiać się w słojach jasnego drewna, jak w bezkresie piasków… W końcu zniknęły, a drzwi skrzypnęły cicho, zakleszczając łukowate przejście. Czy na zawsze?


   Wzrok demonicy już kolejny raz sunął po krótkim tekście, naznaczonym fiołkowym atramentem. Kobieta zwinęła pergamin w ciasny rulonik i obwiązała zdobnym, pozłacanym sznureczkiem. Westchnęła, zapatrzyła się w horyzont. Nie było dnia, gdyby nie myślała o swojej uczennicy. Biały kruk znów przybył z tą samą wiadomością. Kolejna nieudana próba kontaktu. Kolejna pora roku spowita ciszą… Traciła nadzieję, że Favill i Sarosh wrócą z rodzinnych stron, do których wyruszyli z pomocą Lilli, dawnej opiekunki dziewczyny. Wysłała następnego posłańca. Przysięgła sobie, że już po raz ostatni.
   Prawda dotarła do nich. Dopiero po długim czasie… Dopiero, kiedy wzrok przestał wypatrywać tych, którzy odeszli. Dopiero, gdy przypadkowy szelest przestał być nadzieją. Dopiero, gdy widok kruka-posłańca z wiadomością oznaczoną zakonną pieczęcią przestał napełniać niepokojem.
   Grawerunki komnaty I i II podzieliły los tych, które znaczyły drzwi XXXIV.
   Sala audiencyjna tym razem nie huczała od gorączkowych szeptów i gromkich oskarżeń. Jedyna wstęga głosu niosła ze sobą smutny sens nieoczekiwanych nowin. Gdy jej echo przebrzmiało, zgromadzeni poczęli się oddalać. By przyjąć do siebie otrzymane wiadomości, by przygotować się na zmiany. Do ostatniej chwili w ciszy.
   Mulkher  zagrodził drogę młodemu rodzeństwu. Skinął łbem na ich jeźdźców, dając znak, iż pragnie mówić z ich towarzyszami na osobności. 
- „Wy jesteście jedyną nadzieją dla Jivrega. Arsi, Eldarze… Życie poddaje was próbie. Pomóżcie mu. Inaczej… Nad nasze polany nadciągnie czarna mgła.”
   Tymczasem parę pięter niżej, tchnienie magii zdmuchnęło kolory z płaskorzeźby. Wizerunki trzech par poszarzały, stopiły się z gładkim tłem białego alabastru, by zakończyć kolejny z rozdziałów Ordo.


[Od dziś Starszyznę stanowią dwie pary. Niestety Erita&Luthien, Nirin&Lhun i Favill&Sarosh opuszczają Zakon. A my zaczynamy od nowa. Mam nadzieję, że już od teraz będzie dobrze :) Pozdrawiamy.]

2 komentarze:

  1. Arsi spojrzała na Mulkhera niepewnie. Prosił ich o pomoc, o rzecz, o którą prosić nie musiał. Dla niej wszystko było oczywiste... Ojciec dał jej wspaniałe dzieciństwo, chronił przed złem świata. Teraz przyszła kolej na nią... mimo, że najgorsze już się wydarzyło... Dlatego wróciła spod granic Ordo, z osamotnionej jaskini, w której spędzili ostatnio kilka tygodni... Wiedziała, że coś się wydarzyło, wyczuła to w śpiewie lasu, jednak drzewa nie powiedziały jej dokładnie o co chodzi. Teraz wiedziała... I mimo, że nie była zbyt związana z matką ani Lhunem, ani tym bardziej z pozostałymi, to ich odejście położyło na niej całun smutku. Przede wszystkim ze względu na ojca. Nie spodziewała się, że po tym jak cudownie się odzyskali, rodzina znowu się rozpadnie. I to z woli jej członków. Jivreg z pewnością również. Spojrzała na Eldara, ale ciągle nie mogła patrzeć na niego bez gniewu, przynajmniej nie całkowicie... Ponadto wyczuwała w nim coś dziwnego... Coś, czego ostatnio nie było a czego nie potrafiła nazwać. Coś było nie tak...Spojrzała na Mulkhera i skinęła potwierdzająco głową. "Zaopiekuję się ojcem, przynajmniej o to nie musisz się martwić. Dlatego tutaj wróciłam..."***
    Cicho weszła do komnaty, wydawała się nieobecna, pogrążona w myślach i zmartwieniach. Wyminęła kilka konarów i położyła się na parapecie spoglądając w ciemność. Dlatego nawet nie zwróciła uwagi kiedy Triv wszedł do pomieszczenia. Łowca przyglądał się jej chwile. Wiedział co czuła, nie ukrywała tego przed nim, co było dla niego nowością. Zrozumiał jak bardzo jest teraz zagubiona i bezbronna, że to co się stało przerosło nawet ją... I dlatego otworzyła przed nim emocje. Podszedł do niej i pogłaskał po głowie. Podniosła na niego wzrok. "Ile jeszcze będzie musiał tego znieść? Czy nie dość się wycierpiał? Jak matka mogła go zostawić? Dlaczego inni też odeszli? Co ja mam teraz mu powiedzieć? Triv, powiedz mi!" Łowca spojrzał na nią czule, pogładził jej polik. "Będzie dobrze, poradzisz sobie. Kto jak nie ty? Pamiętaj o tym, Arsi. My zawsze sobie radzimy, jak koty spadamy na cztery łapy. Ja tutaj będę i ci pomogę." Otulił rękami jej pysk, przytulił mocno, pocałował czoło. Po chwili rozpostarł skrzydła i odciął ich od świata, od problemów. Tak bardzo chciał odjąć jej zmartwień i mimo, że totalnie nie wiedział co mają robić, nie dał tego po sobie poznać. Nie miał rodziców, nie rozumiał co tak naprawdę przeżywa Arsi...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ty jak się na coś uprzesz... Przecież wszystko Ci opowiem." Nie marudź już... Tylko pomóż kalece. *Odburknął elf naburmuszony. Po wielu próbach, okraszonych stęknięciami i barwnymi epitetami, wreszcie wdrapał się na kark Eldara i zastygł w pochylonej pozycji, krzywiąc się co chwila na niewygody i ćmiący ból.* "Jak chcesz..." *Smok westchnął z rezygnacją, po czym powolnym krokiem podążył w stronę audiencyjnej sali. Już po chwili przestały docierać do niego narzekania jeźdźca, popłynął myślami daleko, wciąż nie mogąc pozbyć się natrętnego przeczucia, że... po prostu coś jest nie tak.*
    *Jak najbardziej uzasadnionego uczucia. Smok patrzył się beznamiętnie w przestrzeń, wyglądał, jakby nawet już nie słuchał dalszej mowy przywódców. Malgran wychwycił smoczą myśl, która mignęła na skraju świadomości... 'Tak się po prostu dzieje, po za długim szczęściu przychodzi za długie cierpienie'. Elf pokręcił głową. Pamiętał, jakby to było wczoraj, jak Favill poprosiła go o zrobienie jej tatuażu, w ramach prezentu z okazji ukończenia szkolenia. Jak Erita poprosiła go o kupno płaszcza. Kolejna myśl. 'Coś się kończy, coś się zaczyna'.* Eldarze, jak masz ochotę, możemy pogrzebać w bibliotece, może znajdziemy jakąś ciekawą grę... Albo poczytamy o czymś, hm? Znudziło mi się leżenie w łóżku... *Zagaił cicho, gdy przebrzmiały ostatnie słowa na sali. Nie wiedział, jak w takiej sytuacji mógłby pocieszyć smoka. Sposób, jaki zaproponował, wydawał się na tyle banalny, że mógłby zostać zaakceptowany. Eldar uśmiechnął się smutno i tylko kiwnął łbem. Nie miał już siły się zamartwiać... Chciał już wyjść z tego przytłaczającego pomieszczenia, kiedy drogę zastąpił mu Mulkher. Dopiero teraz dojrzał Arsi zaraz obok, jednak nie poświęcił jej zbyt wiele uwagi. Słowa Czarnego dotarły do niego dopiero po chwili.* "Malgran nie za dobrze się czuje, może później..." Nie, nie, dam sobie radę. *Przerwał pospiesznie elf, kombinując jak koń pod górę, jakby tu zejść, bez otrzymania kolejnych obrażeń. Dzięki interwencji Almariel po chwili był już na ziemi. Eldar powiódł za nimi wzrokiem, demonica wzięła elfa pod rękę i chyba zaczęła wypytywać go o jego rany. Ale nie słyszał już więcej.* *Nie wiedział za bardzo, o czym mówiła Arsi, o jakim powrocie. Przecież nadal była w Ordo, czyż nie? Poczuł na sobie spojrzenia obojga pobratymców, jednakże nie wiedział, co w takiej sytuacji powiedzieć. Wydusił tylko z siebie coś na kształt "postaram się", ukłonił się grzecznie i odszedł.*

    OdpowiedzUsuń