niedziela, 6 stycznia 2013

Nowy świt.

   Macki martwych drzew sięgały ku górze i splatały się ze sobą, tworząc mroczny baldachim, przez który światło nie miało prawa się przedrzeć. Ogromne, ciemne pnie obrośnięte były gdzieniegdzie jedynym źródłem światła - luminescencyjną naroślą, przypominającą mech. Bose stopy ostrożnie stawały na splątanych korzeniach, stanowiących nierówne podłoże, pozostawiając za sobą krwawe ślady. Lepka cisza otulała z wszystkich stron, wlewając się do gardzieli, dusząca i dławiąca. Uczucie samotności i przerażenia zjawiło się nagle, rzucając się łakomie jak bestia na nieostrożne dziecko.
   Du-dum.
   Pojedyncze bicie serca wstrząsnęło przestrzenią. Kropla potu spłynęła po skroni, znacząc skórę chłodną ścieżką. Szeroko otwarte oczy szaleńczo wodziły spojrzeniem po przestrzeni. Cienie zdawały się drgać i wić, jakoby żyły własnym życiem. Pełzły po plątaninie korzeni. Coraz bliżej.
   Du-dum.
   Cieszę wypełnił natarczywy dźwięk, tysiącem igiełek wbijając się w delikatne ciało. Chorobliwy, ostateczny jęk drzew, zamknięty w ich pustych wnętrzach, teraz powoli wydostawał się na zewnątrz. Cienie się zbliżały, a wraz z nimi odgłos niezliczonej ilości odnóż. Tak naprawdę cień był wijącą się masą drobnych, segmentowych owadów o długich ciałach, podobnych do stonóg.
   Du-dum.
   Czuła się osaczona. Drzewa chyliły się, wyciągając doń swe martwe szpony. Pierwsze insekty znalazły się u zakrwawionych stóp, łapczywie pijąc posokę. Wydostał się z niej zduszony, acz przeciągły skowyt, jaki wydaje przerażone do cna zwierzę. Już po chwili poczuła na skórze nieprzyjemne, drażniące ciałka, które z niezwykłą szybkością poczęły wspinać się coraz wyżej. Dławiąc się łzami i własnym głosem, chciała je strząsnąć z siebie, uciec, zrobić cokolwiek, ale nie mogła się ruszyć. Posąg cierpienia. Owady dotarły do otworów ciała, już po chwili wlały się do gardła, przedostały pod skórę, rozrywając i pożerając każdą napotkaną tkankę.
    ZABIERZ MNIE STĄD!
   *
   -" Odejdźcie, demony snów!" - Spiżowy głos rozbił świat koszmaru na drobne kawałki.
   Kobieta przebudziła się gwałtownie, łapczywie chwytając haust powietrza. Wspomnieniami nadal była tam, w martwym lesie, lecz ciepły oddech, pachnący wrzosem i lekką nutką siarki, przegonił je konsekwentnie, a lekkie szturchnięcie w ramię zwróciło uwagę kobiety. Z ulgą spojrzała w zatroskaną toń fiołkowych ślepii, a dłoń położyła na pysku, gładząc drobne, miękkie łuski.
    -" Zawsze będę przy tobie" - odezwał się głos w umyśle czarnowłosej.
    - Wiem - wyszeptała, kładąc policzek na nosie smoczycy i westchnęła z ulgą. -  To jedyna rzecz, której jestem pewna w życiu.
   Chwila słabości minęła.

~***~

(lleayhe.deviantart.com)

Imię: Rossitiana.
Nazwisko: Amentiae.
Przydomek: Było ich równie wiele, co zakątków, w których się zjawiła. Dwa z nich pozostały na dnie pamięci, Córka Świtu i Czarna Orchidea, nadane przez postaci, zagubione w wirze przeszłości.
Wiek: Kiedy mija tysiąclecie, nie celebruje się już każdego przeżytego roku. Szacuje go jednak na ponad 1550 zim.
Płeć: Kobieta.
Rasa: Wierząc słowom smoczycy, trudno to określić. Urodzona jako elfka starożytnego rodu, mianujących siebie Rhan'Ethai, w wolnym tłumaczeniu elfów Lasu Światła, jednakże później przemieniona w upadłego anioła. Podobno niegdyś dostał się do jej krwi wampirzy jad, którego parę kropel zostało. Przeszła jeszcze jedno przeobrażenie, pod wpływem dotknięcia Siódmej, która uleczyła kruche, osłabione ciało.
Opis wyglądu: Zdawać by się mogło, że nie wyróżnia się z kolorowego tłumu osobliwości, jaki zawsze można spotkać w większych miastach i przydrożnych karczmach. Na zwykłej, szczupłej twarzy o delikatnych rysach nawet cienka blizna na prawym policzku nie przyciąga uwagi, w przeciwieństwie do lekko skośnych, jadeitowych oczu. Niekiedy zamglone, innym razem przeszywające, wciąż jednak lśniące tym niezwykłym blaskiem, który świadczy o elfim pochodzeniu. Blaskiem gwiazd odbitych nocą na powierzchni stawu. Jasna, porcelanowa wręcz cera kontrastuje z długimi kosmykami włosów o kolorze kruczych skrzydeł, które przeważnie związuje rzemykiem. Zawsze jednak wydostanie się kilka niesfornych pasm, targanych przez pęd powietrza. Ma smukłą, acz wyćwiczoną sylwetkę o kobiecych kształtach. Niewielu wie, że od kostki prawej nogi, aż po kark biegnie nieco czerwona blizna, niczym po oparzeniu, swym fantazyjnym wzorem obiegając niemalże całe ciało. Skrywa ją pod użytkowymi strojami, podkreślającymi kształt ciała, acz niekrępującymi ruchów. Suknie zaś zakłada jedynie odświętnie. Odzienie ma jedynie w odcieniach zieleni oraz brązu. Nigdy nie zdejmuje z szyi pewnego amuletu, chowając go jednak przed natarczywym wzrokiem innych. W podróży i podczas zwykłych wędrówek otula się płaszczem w ciemne, szaro-brązowo-zielone plamy, na którym strzępem odbił się czas. Przy umiejętnym sposobie poruszania się służy jako świetny kamuflaż przed nieuważnym spojrzeniem. Nie rozstaje się z mieczem przytroczonym do pasa, w zwykłej, czarnej pochwie bez zdobień, a także sakiewką. W wysokich cholewach skórzanych butów chowa dwa noże do rzucania.
Umiejętności: Od urodzenia przypisaną jej jest magia natury, w której aurze się wychowała, nasiąkając niczym gąbka. W pewnym momencie życia pobierała nauki o mrocznej stronie magii, której zadzior w sobie odkryła, lecz skupiła się na swych naturalnych predyspozycjach, niekiedy tylko powracając do dawnych praktyk. Mocą posługuje się głównie instynktownie, dlatego niekiedy wydaje się być nieokiełznana i zaskakuje w najmniej odpowiednim momencie. Wciąż nie do końca wie, jak daleko może zajść. Nabyła co prawda doświadczenia przez lata życia, lecz w walce bardziej ufa swej klindze i ciału, śmiertelnemu tańcu ostrza, przesyconego własną elektryzującą magią. Z łukiem natomiast radzi sobie na niezbyt wysokim poziomie.  nabyte poprzez lata życia. Posiada również całkiem sporą wiedzę na temat ziołolecznictwa i roślin, jak również wyszkolenie jeździeckie. 
Broń: Łuk refleksyjny zabiera ze sobą na łowy i zwiady, zrobiony własnoręcznie ze złączonych magią różnych rodzai drzew i zwierzęcych jelit. Miecz Samray'en towarzyszy jej od dawna, a historia, jak trafił w ręce kobiety została zapomniana. Wykuty przez elfów nieznanego rodu, o rękojeść zdobna stylizowanej na smoka, dlatego zwany jest potocznie Jaszczurką. Na klindze specyficznego kształtu wyryte zostały runiczne słowa, wiążące w sobie moc. Posiada zazwyczaj też dwa, zwykłe stalowe noże do rzucania.
Zdolności specjalne: Szept drzew nie jest dlań jedynie niezrozumiałą pieśnią, lecz innym językiem, w który się od zawsze zgłębiała.
Charakter: Trzyma się zazwyczaj na uboczu, nie lubi znajdować się w centrum uwagi, gdyż najzwyczajniej ją to peszy i krępuje. W jej naturze kryje się pewna nostalgia i powaga, które zazwyczaj kryją się pod pozorem obojętności w zielonych oczach. Mimo życia na uboczu, ceni sobie rozmowy i towarzystwo  interesujących person. Uważnie obserwuje nowe rzeczy i wciąż się uczy świata, czy to sztuki przetrwania, czy sposobu osiągania celów, tudzież zwykłej manipulacji. Zazwyczaj jest uprzejma i zdystansowana w stosunkach z innymi, a nieznajomym nie ufa. Potrafi jednak zaszaleć i dobrze się bawić, w szczególności w towarzystwie dobrego trunku, lub po prostu gdy nadejdzie ją odpowiedni nastrój i ochota. Opanowała ogień gniewu, który jeśli zapłonie, jest chłodniejszy niźli trzewia gór Yiale. Co rzadkie w dzisiejszym świecie, oplecionym mackami nieprawości, stara się być na przekór temu być honorowa i pomocna, by chociaż trochę zmienić ten padół na lepsze. Przy okazji, tępiąc zło zarabiała na siebie. W głębi ma wrażliwą naturę, której już niemalże nikt nie dostrzega, choć to ona sprawia, że nie potrafi zabić niewinnego stworzenia, nawet za cenę głodu. Z drugiej strony zabija z zimną krwią winnych, chociaż zazwyczaj nie atakuje pierwsza. Ma swoje zasady i stara się, by one wytyczały dalszą ścieżkę jej życia. Ceni sobie niezależność, obawia się jednak słabości własnego ciała, a także przeszłości, w którą stara się nie zgłębiać, czekając, aż kawałki szklanego witrażu powrócą samoistnie na swoje miejsce w formie retrospekcji. Świadoma jest jednak, że wciąż czeka ją jedna ostateczna konfrontacja, przed którą nie ucieknie. Można by rzec, iż jest introwertykiem.
Hierarchia: Pragnie zająć miejsce Zwiadowcy. Pośredni.
Historia: Wspomnienia zostały przesłonięta gęstą mgłą mgłą, przez którą jedynie od czasu do czasu potrafią przebić się obrazy z przeszłości, wyszarpnięte przez pewne miejsca, osoby, bądź przedmioty, wiążące się z minionymi czasami. Spytana o pierwsze zapamiętane chwile, nie potrafi ich określić i skonsternowana, odwraca spojrzenie, kierując je w nieokreślony punkt. Wydaje jej się, iż od zawsze podróżuje po Killinthorze, zatrzymując się jedynie na jakiś czas w różnych miejscach. Pracowała jako najemnik, wykonywała zlecenia ludności różnego stanu, od chłopów i biedoty po możnych tego świata. Zazwyczaj jednak omijała wszystkie Zakony, chociaż wiele o nich słyszała, a gdy chciała odwiedzić jeden z nich, bądź spotkać innych smoczych jeźdźcow, Elayna konsekwentnie wybijała te pomysły z głowy kobiety. Czasem, zmęczone dotychczasowym życiem, zaszywały się razem w jakowejś puszczy i wiodły proste życie, odwiedzając zapomniane plemiona, ucząc się od nich, dopóki nie zapragnęły wyruszyć w dalszą drogę. Włóczyły się, dopóki nie dotarły w ten region świata, gdzie mieści się Ordo Corvus Albus. Wywołał on w kobiecie silne uczucie, którego nie potrafiła nawet nazwać, jakby tutaj mogła znaleźć kolejne fragmenty swej układanki. Przypomniała sobie jedynie jego nazwę i szelest kruczych skrzydeł. Pomimo wstępnego protestu Elayny, namówiła ją na zatrzymanie się w tym miejscu, by zamieszkać wśród podobnych sobie, wśród smoczych jeźdźców, z którymi czuła subtelną nić więzi, nawet jeśli ich sobie jeszcze nie przypominała. Przez niektóre postaci została powitana w dość nieoczekiwany sposób, zaś wydarzeniu temu towarzyszyła aura konsternacji. Mimo to, ostrzeżona wizją Favill, postanowiła nie dopytywać, pozostawiając bieg wydarzeń Przypadkowi.


(vampireprincess007.deviantart.com)

Imię: Elayna.
Przydomek: Fioletowołuska, pieszczotliwie Diamencik.
Wiek: Nieco młodsza od towarzyszki swego serca, około 1500 lat
Płeć: Samica.
Rasa: Wywodzi się z królewskiej linii smoków Diamentowych, zwanych smokami Fioletowego Diamentu. Nie mylić z ametystem. 
Opis wyglądu: Jest dość sporych rozmiarów, jednakże nie wybija się spośród swych pobratymców. Fioletowe łuski zdają się być wykonane z diamentów o mętnej konsystencji, nadającej im barwę wrzosu. Zazwyczaj są matowe, lecz zroszone deszczem lśnią delikatnym blaskiem. Jak u każdego wojownika, ciało smoczycy zdobi sieć blizn, skrytych jednak przez łuski, które zregenerowały się z czasem, chowając pamiątki pod sobą. Można je jednak zauważyć na brzuchu i piersi bestii, jeśli uważnie spojrzeć. Nie posiada również jednego z pazurów, u lewej tylnej łapy. Błoniaste skrzydła o dużej rozpiętości zdają się być zrobione z grubego pergaminu, na poły prześwitującego, jednakże jak na smoka przystało, są niezwykle wytrzymałe. Końce błon miejscami są postrzępione i nierówne, co jednak wciąż nie przeszkadza w locie, chociaż miejsca te są bardziej wrażliwe. Łeb smoczycy zdobią dwa proste rogi, zaś na jednym z nich lśni złota obręcz, niemalże wrośnięta w kość. Z linii kręgosłupa wyrastają kolejne kościane kolce, niektóre jednak uszczerbione. Ślepia Elayny jarzą się fiołkowym blaskiem, zazwyczaj ciepłym i przyjaznym, z pewną dozą nostalgii.
Umiejętności: Została wyszkolona bojowo, lecz dopiero wiele lat i blizn zajęło jej dopracowanie i opanowanie tych oraz nowych umiejętności. W całym jestestwie Elayny drzemie ogromny pokład mocy, lecz prawdopodobnie nie istnieją już osobniki jej gatunku, by pokazały smoczycy jak ją zbudzić i odpowiednio spożytkować. Zionie ogniem barwy purpury i szkarłatu, zawierającym w sobie również sporą dozę magii.
Zdolności specjalne: Pomimo czasu, jaki przeżyła, wciąż pozostają zagadką. Wiadomo jednak, że jej łzy są silnie przepełnione esencją magii, a także posiada zdolność szybkiej regeneracji, obejmującą również łuski.
Charakter: Jest z pewnością bardziej opanowana niż jej jeźdźczyni, która szybciej potrafi dać ponieść się emocjom i jest bardziej mściwa. Mimo, że jest młodsza, to opiekuje się Rossitianą, jak to kobieta robiła, podczas gdy ona była jeszcze smoczęciem. W tym związku stara się być głosem rozsądku. Elayna to bestia przyjazna i uprzejma, pełna matczynego ciepła. Jest ugodowa i zazwyczaj woli pójść na kompromis, spory rozwiązując dyplomatycznie, lecz potrafi się uprzeć i postawić na swoim. Potrafi przyznać się do popełnionych błędów i umie przebaczać. Najtrudniej jej jednak przychodzi wybaczanie sobie samej, wciąż ma żal do siebie o niektóre swe decyzje i wydarzenia z przeszłości. Troszczy się o bliskich, przez co zmartwienie zazwyczaj przyćmiewa naturalny blask jej ślepii. Często można dostrzec, jak o świcie bądź zmierzchu przesiaduje na tarasie, zapatrzona w horyzont i zagubiona w świecie własnych myśli. Wydarzenia z przeszłości odbiły się w jej jestestwie, niekiedy w jej ślepiach na ułamek sekundy można dostrzec ten ocean pustki i rozpaczy, co kryje się na dnie serca. Po chwili jednak wrażenie to zniknie, schowane zwykłym, ciepłym blaskiem i lekkim uśmiechem.
Hierarchia: Zwiadowca oraz Pośredni.
Historia: Nie opowiada o niej, bowiem zaprzysięgła kryć sekretu przeszłości swym życiem, w szczególności przed samą Rossitianą. Jedynie gdy kobieta sama odnajdzie fragment roztrzaskanych wspomnień, smoczyca może potwierdzić jego prawdziwość. Może jednak skrycie zdradzić, że niegdyś, jeszcze przed nastaniem Ciemności, która rozdzieliła je na długi czas, wiodły życie w Zakonie Smoczych Jeźdźców, zwanego później Zakonem Światła Mroku. Gdy nadszedł Mrok, wszystko zdawało się skończyć na zawsze, jednakże Elayna zdołała resztkami sił odnaleźć siebie, by następnie pomóc się wydostać swej jeźdźczyni. Długo trwało, nim doszły do siebie, lecz wreszcie na zgliszczach odbudowały razem Ordo Luce Tenebris, sprawując nadeń pieczę wedle swych sił. Niestety, nic nie trwa wiecznie i znów nad owym Ordo, życiem tej pary oraz ich bliskich zawisły burzowe chmury. Jedno zdarzenie było katalizatorem, które pociągnęło za sobą fatalne skutki, które spowodowały utratę pamięci Rossitiany. Rozpoczęły niemalże całkowicie nowe życie, zaś Ely pełniła rolę Strażniczki, bacząc, by napotkawszy znajomych z przeszłości, nie stała się katastrofa. Aż w końcu wiatr przeznaczenia tak pokierował jej skrzydłami, że trafiły tu, do Ordo Corvus Albus, gdzie pragną ukoić swe dusze i poskładać do końca witraż wspomnień.


[ KP obydwu postaci dość znacząco zedytowałam, co już w sumie dawno powinnam zrobić, bo się coraz bardziej nie zgadzała z postaciami, haha. Właściwie wciąż jeszcze nie jest idealna, trudno uchwycić ich charakter i tak po prostu spisać. W każdym bądź razie, jest lepiej. ]

2 komentarze:

  1. *Pociągnął za wodze nakrapianego siwka i wyszedł ze stajni prosto w objęcia rozszalałej burzy. Rossitiana już czekała wraz ze swym upiornym wierzchowcem. Zarysy kopyt konia zdawały się tonąć w mgle, rozmazywać… Mężczyzna nie był pewny, czy to złudzenie wywołane żywiołem, czy też nadnaturalna siła. Jasnowłosy uchylił nieznacznie czoła.* Ashe, Raithnaenie. *Powitał karego, po czym sam dosiadł siwka.* ‘Jeśli będziesz potrzebować zaklęcia uspokajającego konia, formuła brzmi Adaen.’ *Spokojny głos dotknął umysłu elfki, doskonale słyszalny na tle ryczącej wichury. Elf opatulił się szczelniej kołnierzem z wilczego włosia i dał znak towarzyszce, by podążała za nim.*
    *Ołowiane cielska chmur co chwila emanowały elektryzującymi błyskami, by po chwili uwolnić z siebie gałęzie błyskawic. Bogowie nie szczędzili światu śmiertelnych swego gniewu, zasiewając nawet w najtwardszych ziarno strachu. Była to zapierająca dech w piersiach prezentacja potęgi żywiołu.
    Tylko ci o wielkiej odwadze, bądź szaleni decydowali się na opuszczenie bezpiecznych schronień. Czasem granica między jednym a drugim zagadkowo zacierała się.
    Malgran prowadził przez zalane deszczem, wąskie trakty, które prowadziły przez góry, a za nimi poczęły się zwężać, by na końcu przeobrazić się w trudną do przedarcia gęstwinę Hiskish. Zwolnili tempa. Była to długa i ciężka wędrówka, zwłaszcza przez siekące twarz strugi deszczu, które brutalnie przedzierały się przez listowia i cięły twarz, ani myśląc odpuścić. W końcu Malgran wstrzymał konia i zrównał się z Ross.*
    ‘Będziemy niedługo na miejscu.’ *Rzekł mentalnie, czując, jak włosie kołnierza dziwnie stają dęba i przylepiają się do skóry.* ‘Przekażę Ci krótkie, ale ważne instrukcje. Nie możemy sobie pozwolić na to, by konie się spłoszyły. W razie zagrożenia będziemy musieli uciekać, konno będzie trudno, a na pieszo nie mamy szans. Także dobrze by było, gdyby Adaen weszło w nawyk. Poza tym, żadnych gwałtownych ruchów. Będziemy w stałej komunikacji telepatycznej. To chyba tyle… Na razie. Jesteś gotowa?’

    OdpowiedzUsuń
  2. *Ostatnie słowo Rossitiany zaburzyło równy rytm bicia serca; stało się komendą, które zmusiło je do przyspieszenia. Malgran odetchnął szybko, czując, jak adrenalina wzbiera w nim na samą myśl o... Zapobiegawczo wymówił 'Adaen' po raz wtóry, a jego wierzchowiec ruszył spokojnym stępem przed siebie. Po chwili słuch poczęła mamić dziwna iluzja. Wydawałoby się, że cały świat ucichł... Wszystko zamilkło. Prócz grzmotów. Powietrze zadrżało, zmieniło się. Muskając skórę, parzyło i mrowiło.
    Puszcza rozrzedziła się, ujawniła niewielkie wzniesienie, niemalże ogołocone z drzew. Na tle połaci ołowianych chmur dojrzeli sylwetkę. Cień i światłość w jednym ciele. Grzmot! Huk wstrząsnął fasadami świata, oślepiający blask strzelił ku postaci na wzgórzu. Zobaczyli kolejny zarys. I kolejny. Następny.
    Malgran zeskoczył z konia i gestem wskazał towarzyszce, by również to uczyniła. Potem zdjął z pleców worek. Syknął, gdy zobaczył, że cały przesiąkł krwią. Gdy burgundowa kropla zeń skapnęła, gdy tylko dotknęła ziemi, fosforyzujące żółcią i fioletem ślepia zwróciły się ku nim.
    Nie było czasu.
    Elf pospiesznie rozsznurował torbę i wyciągnął z niej dwa mniejsze woreczki. Jeden podał Ross. Były w nich truchła najróżniejszych zwierząt: myszy, szczurów, zajęcy, znalazł się też odcięty na szybko udziec dzika i jelenia. Jasnowłosy wskazał ręką kierunek i począł stawiać kroki. Bardzo powoli.
    Stworzenia obserwowały ich swymi przenikliwymi oczyma. Gdyby nie świetliste elementy na ich ciele, zlewałyby się z mrokiem i siekącym deszczem. Dopiero, gdy się zbliżyli, można było je zidentyfikować. Wyglądały jak przerośnięte koty. Smukłe, zgrabne, zdawały się uginać pod ciężarem szpilkowatego, długiego rogu, który wyrastał im z czoła. Było to jednak wielce mylne wrażenie, Malgran pamiętał aż za dobrze, jak potrafią być szybkie... Wyrostek pulsował bladym, perłowym światłem. Po granatowej sierści od czasu do czasu przebiegały fale elektrycznych wyładowań.
    Stały jak zahipnotyzowane, wpatrując się w zakrwawione worki.* 'Oto i one...' *Nawet używając telepatii, szeptał, będąc ostrożnym nad wszelką miarę.* 'Łowią błyskawice...' *W szepcie tym brzmiał podziw i szacunek.* 'Dalej... Rzućmy im coś dobrego.' *Zdawało się, że w ciemnościach błysnęło zawadiacko zielone oko. Malgran zrobił pierwszy krok. Powolnym ruchem wyciągnął z woreczka truchło szczura. Jedno ze stworzeń wydało gardłowy pomruk. Inne nadal stały nieruchomo. Wyciągnął rękę i wystąpił naprzód. Mgnienie. Powietrze na sekundę stało się tak gęste, że ciężko było oddychać. Coś wyrwało pokarm z ręki. Widać było tylko niewyraźną smugę.* 'Zaraz będą nam jeść z ręki...' *Zapewnił elf, z trudem powstrzymując nerwowy śmiech. Próbował odnaleźć wzrokiem tego, którego nakarmił, jednak na próżno.*

    OdpowiedzUsuń