Powietrze
pachniało wiosną. Fioletowooka dziewczyna zagarnęła dłonią kopczyk ziemi,
przykrywając wysiane nasiona i przyklepała go lekko. Nadgarstkiem odsunęła z
czoła kosmyk ciemnych włosów, który uwolnił się z naprędce zawiązanego supła, w
chaotycznym nieładzie spoczywającego u podstawy jej karku. Wstała, prostując
się i spoglądając na swojego smoka w dalszej części przy zamkowego ogrodu
warzywnego.
-
„Tak właściwie, to dlaczego to robimy?” – zapytał beznamiętnie, widząc jej
spojrzenie i rozkopując kolejną z grządek, aby rozluźnić zbitą poprzez mroźną
zimę ziemie.
Favillae zaśmiała się w odpowiedzi,
wycierając dłonie o kawałek materiału przewiązany w pasie, które spełniał rolę
czegoś na kształt fartucha.
-
Może dlatego, że tak czy owak, gdybyś tylko to zobaczył, to wwaliłbyś się w to
pobojowisko i uświnił cały od góry do dołu? Nikomu normalnemu nie chciałoby się
brudzić łap przekopywaniem ogrodu.
-
„Też mi coś…” – mruknął pod nosem, chwytając kłami podziemne kłącze jakiegoś
zapomnianego chwastu i mocnym szarpnięciem wyrywając je z impetem. Towarzyszyło
temu iście bojowe warknięcie i podzwanianie drewnianego naszyjnika zawieszonego
na jego szyi. Grudki ziemi rozsypały się
wokół niczym grad.
-
Sarosh! – krzyknęła zaskoczona atramentowo włosa, osłaniając się ramieniem.
-
„Łups…” – wycedził spomiędzy zębów smok, wypluwając korzeń i piach.
-
Ech… - westchnęła dziewczyna, po czym zrezygnowanym gestem starła z policzka
plamkę błota, dodatkowo ją jeszcze przy tym rozsmarowując. Przykucnęła ponownie
przy kolejnym rzędzie przygotowanym do zasiania. - Wiesz… Przypomina mi to
trochę czasy dzieciństwa – zaczęła, jakby mówiła sama do siebie.
-
„Hmmm?” – zerknął na nią pytająco, nie potrafiąc się zdecydować, czy
kontynuować wybieranie językiem ziemi spomiędzy kłów, czy raczej dalej wgryzać
się w glebę.
-
Moja mama też miała warzywnik. Gdy byłam mała strasznie nie lubiłam pracy w
przydomowym ogródku. W sumie teraz chyba też nie lubię… - uniosła kącik ust w
krzywym uśmiechu, dzieląc drobne nasiona i układając je w odpowiednich
odstępach na grządce. – Zawsze odrywała mnie od książek i zaganiała do pomocy.
Pamiętam, jak strasznie się denerwowała, gdy po kryjomu wyjadałam młode
marchewki… Były naprawdę smaczne.
-
„Mniam… Smacznie to pachnie ten gulasz z kapustą” – powiedział Sarosh, węsząc w
powietrzu, aby wyłapać zapachy dochodzące z pobliskiej kuchni. Zaburczało mu w
brzuchu. – „To już chyba ostatnia porcja z dodatkowego wynagrodzenia, jakie
otrzymaliśmy jesienią od tego chłopa z Łysego Pola.”
-
Tak… Deren, chyba tak się nazywał. Ech, ludzka głupota nie zna granic. Dobrze,
że okazało się, że to nic poważnego – odparła, kontynuując jego myśl i siejąc
dalej.
-
„Tiaaa, najpierw wykarczować las i osuszyć bagno, a potem się dziwić, że
mieszkające tam stwory przymierające głodem zaczęły im wyjadać plony. Coś musiały
jeść, a że kapusta wyglądała podobnie do ich ulubionego bagiennego zielska, to
cóż…”
-
Cieszę się tylko z tego, że udało się przemówić mieszkańcom wioski do rozsądku
i nie postanowili wybić tych stworzeń co do nogi. Wystarczyło zostawić im tylko
trochę miejsca do życia, a dodatkowo okazały się całkiem przydatne przy
nawadnianiu pól – stwierdziła, po czym zaczęła przeszukiwać przytroczoną do
pasa torbę w poszukiwaniu sakiewki z kolejnym rodzajem ziaren.
-
„Czego szukasz?” – zapytał, przechodząc na kolejny, nie rozkopany jeszcze
fragment pola i rozglądając się, jak gdyby w poszukiwaniu miejsca od którego
chciał zacząć.
-
Wiesz, kapusty Sarosh, kapusty – spojrzała na niego taksującym wzrokiem –
chociaż zdaje się, że jedną kapuścianą głowę już tu chyba mam.
Smok
jednak zignorował jej przytyk, spoglądając wysoko, wysoko w górę. Coś zauważył.
Ryknął nisko, a z nieba odpowiedział mu przeciągły, ptasi krzyk. Favillae również
popatrzyła w tamtym kierunku, zauważając
pokaźną sylwetkę szybującego orła przedniego. Zanim zdążyła zapytać,
Sarosh odpowiedział.
-„Wieści,
wieści z zachodu.”
Znali
tylko jedną osobę, która jakimś cudem wykorzystywała drapieżne ptaki do
przekazywania wieści, ojca Gabriela.
Zdawało się, że uważały go za jednego ze swoich. Orzeł zakołował nad nimi, aby
w następnej chwili wzbić się jeszcze wyżej i unieść w kierunku północnych
murów. Niósł wiadomość dla Starszyzny.
-
Myślisz, że to z Ordo Aetas? – zapytała, jeszcze przez chwilę patrząc w ślad za
skrzydlatym posłańcem. Stamtąd znali Gabriela. Fioletowa bestia pokręciła
przecząco pyskiem. – Masz rację, oni wysłali by sowę śnieżną, albo białego
kruka. To musi być samo Ordo Fallax Spes. Ciekawe o co chodzi. Hm?
-
„Nie wysłali najszybszego, a najbardziej dystyngowanego. To pewnie jakiś
oficjalny przekaz” – odparł, tracąc zainteresowanie i rozpoczynając
rozkopywanie następnego poletka. – „Masz tam nasiona arbuza?”
-
Co? Po co ci teraz arbuz? – zapytała z zaskoczeniem, wyrwana z zamyślenia.
-
„Jakbym takiego wyhodował, to dałbym Arsi. Jest taki zielony na zewnątrz i
słodki w środku, prawda? Trochę, jak ona.”
Jeźdźczyni
smoka złapała się w powątpiewającym geście za głowę.
-
A o goryczy pestek kiedyś pomyślałeś?
-
„Ja za to chyba jestem jak śliwka, a może winogrona? Tak, tak z winogron robi
się dobre wino…” – kontynuował swój monolog, coraz bardziej zagłębiając się w
ziemię.
-
Jeszcze wiele lat upłynie, nim z tego twojego wina będzie jakiś pożytek… -
stwierdziła dziewczyna. Skinęła dłonią na jedną ze służek, która pojawiła się w
drzwiach kuchni, dając jej znać, że można już zasiewać kolejne rabaty, które
przygotowała jej bestia.
– Wystarczy mi chyba tego dobrego na dzisiaj –
mruknęła sama do siebie dziewczyna, otrzepując spodnie, lecz po chwili wahania
ponownie wróciła do opuszczonej grządki. Dobrze było móc poczuć się tutaj, jak
w domu.
***
Kolejny,
ostrzegawczy ptasi krzyk uprzedził lądowanie wielkiego orła na szerokim
parapecie jednego z olbrzymich okien sali audiencyjnej. Ostre szpony
zazgrzytały o wyszlifowany kamień, ślizgając się na nim. Kulisty dzwoneczek
uczepiony lewej nogi zwierzęcia zadzwonił dźwięcznie. Tuż nad nim w
przytroczonej doń maleńkiej tubie znajdowała się wiadomość. Orzeł zaskrzeczał
cicho, przekrzywiając powoli głowę i złotym okiem spoglądając pytająco na
znajdującą się tam demonicę...
[Favillae i Sarosh meldują tym samym
wykonanie powierzonej im misji pt.: „Ki czort nam kapustę zjada”. Wiadomość
dostarczona przez orła i kontynuacja w komentarzach.]