*Pośród dzikich, nieokiełznanych łańcuchów gór Yiale, za bujnymi lasami Hiskish i Rubidajil, przy samej południowej granicy Killinthoru, stała mlecznobiała forteca; dom strażników, jeźdźców przestworzy, bestii, które posiadły niebo. Pary zamieszkujące to pozornie idylliczne, odcięte od zła całego świata miejsce, od wieków zmagały się z wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwami i problemami - poczynając od tych zwykłych, codziennych, na decydujących o życiu bądź śmierci kończąc. Ów wieczór zdawał się być spokojny dla mlecznego zamku, ciepły, choć wyjątkowo bezwietrzny. W jednej z komnat usytuowanej na czwartym piętrze panował półmrok. Płomienie licznych świec drgały niespokojnie, nienaturalnie, karząc przypuszczać, że nie z winy wpuszczonego przez okiennice wiatru. Powietrze było ciężkie, przepełnione wonią różanych kadzideł i czegoś jeszcze, jakby charakterystycznym zapachem pożółkłych stronic wiekowych ksiąg, tak często goszczącym w bibliotekach. Wkrótce przestrzeń poczęła rozbrzmiewać buczącym rezonansem, wprawiającym w drżenie obrazy na ścianach i taflę lustra. Anomalia ustała w ułamku sekundy, w momencie, kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał basowy głos.* "Znowu migrena?" *Czarną bestię ledwo można było dojrzeć w panującym wokół półcieniu, zdradzały ją jedynie srebrzyste, mądre oczy, wpatrujące się z troską w postać siedzącą za biurkiem. Kobieta drgnęła na dźwięk głosu swojego towarzysza, powracając do rzeczywistości z bolesnego zamyślenia. Nie wiadomo, czy była świadoma nienaturalnych zjawisk, jakie wywoływała.* Tak. Nie wiem, co się dzieje, Mulkherze. Może powinnam poprosić Aerlin o lekarstwo... *Odwróciła się w kierunku smoka. Wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy, a jej zwykle granatowa niczym nocne, bezgwiezdne niebo skóra była o ton jaśniejsza. Na jej ustach gościł niewyraźny półuśmiech. Smok kiwnął głową. Skoro Almariel w końcu dopuściła do siebie myśl, że będzie musiała poprosić przyjaciółkę o pomoc, to znaczy, że nawracające bóle głowy dały jej popalić. Nie lubiła ziołowych specyfików nimfy...* Ale później. Niepokoi mnie przedłużające się nieobecność Malgrana i Eldara. *Mruknęła, wstając od biurka i kierując kroki w stronę wyjścia z komnaty. Smok, niczym jej własny cień, podążył za nią.* "Tak. Ponadto nie wysłali ani jednego posłańca z wiadomością. Jivreg również się martwi, rozmawiałem z nim wczoraj. Pytał, czy nie mamy nowych informacji..." *Demonica chwyciła zawieszoną na korytarzu pochodnię. Powoli przemierzali ciche wnętrza siedziby, kierując się do komnat mieszkalnych na drugim piętrze. Zamek był ogromny, a tak mało miał lokatorów. Almariel pokręciła głową, nie mogła za to winić Białego Kruka. Życie strażników pokoju nie był łatwy i wymagał poświęceń, na które coraz mniej istnień gotowe było się zdecydować... Kiedy minęli bibliotekę i szereg niezamieszkanych komnat, stanęli przed drzwiami nr XVI. Almariel zapukała cicho do drzwi.*
Noc była wyjątkowo ciepła. Driada siedziała w otwartym oknie rozkoszując się ciepłymi powiewami powietrza wypełnionymi zapachem zieleni, charakterystyczną wonią mchu i igliwia. Wpatrywała się w mrok, a w jej głowie kotłowały się myśli. Ostatnie wydarzenia wywarły niemały wpływ na jej życie, a jej samej ciężko było poukładać sobie wszystko w jakąkolwiek składną całość. Ciągle wracała myślami do tego jak potraktował ją Ermon, a przez to że nie mogła wyjawić prawdy o tym co się stało, nie mogła porozmawiać o dręczących ją uczuciach. Zazwyczaj rozmawiała o takich sprawach z Aerlin. Ale teraz musiała utrzymywać kłopotliwy sekret. Wiedziała jakie były konsekwencje gdyby wszystko się wydało... Drugą osobą, która zaprzątała jej myśli był jasnowłosy elf Malgran. Kolejna sprawa, o której bała się rozmawiac z nimfą. Westchnęła cicho. Malgran przebywał właśnie na misji, której podjęli się z Eldarem. Długo nie wracali. Niepokoiło ją to, wydawało jej się że zbyt długo nie dają znaku. Baldis zapewniała ją, że nie ma o co się martwić, że z pewnością niedługo pojawią się w Ordo.Mimo wszystko Sir'ca chciałaby, żeby elf był już w Zakonie, a jednocześnie obawiała się tego jak Malgran będzie się wobec niej zachowywał. Spojrzała w głąb komnaty. Liczne kwiaty rosnące w jej komnacie, mieniące się przeróżnymi kolorami cieszyły oko, łagodziły zmartwienia. Ale nie dzisiejszego wieczoru. Zerknęła na drzemiącą na łożu z mchu smoczycę. Wsłuchała się w jej równy i spokojny oddech. Jej pawie pióra opalizowały lekko przy najmniejszym ruchu. Driada zazdrościła jej spokoju i zdolności do panowania nad emocjami. Nagle z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków na korytarzu, a po chwili pukanie do drzwi. Drgnęła lekko zdziwiona. Baldis otworzyła oczy i podniosła głowę. Sir'ca pogłaskała ją pieszczotliwie po szyi kiedy ją mijała. -Almariel? Mulkher? Coś się stało? Wejdźcie proszę.- Sir'ca odsunęła się robiąc im miejsce. Baldis pośpiesznie spojrzała na swoje pióra sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest w porządku, po czym powitała gości uśmiechem.
*Almariel przysiadła na parapecie, chwilę obserwowała pejzaż rozciągający się za oknem; rozległe bory skąpane w księżycowym świetle i wyniosłe góry o srebrnych grzbietach, których szczyty tonęły w mglistej połaci chmur. Mulkher puścił Baldis perskie oczko i usiadł obok niej, ginąc w cieniu, w refleksach kolorów rzucanych przez opalizujące pawie pióra. W powietrzu połączyła się woń kadzideł, jaka podążyła za nimi i wgryzła się w skórę i łuski, ze słodkim zapachem różnorodnych kwiatów, panujących w komnacie niepodzielnie, tworząc niepowtarzalną, egzotyczną całość. Po chwili milczenia rozbrzmiał cichy głos demonicy. Kobieta przetarła dłonią twarz i spróbowała się uśmiechnąć, choć ból pulsujący w skroni sprawił, iż było w tymże uśmiechu trochę za dużo goryczy.* Przyszliśmy by was zapytać, czy nie dostałyście żadnej wiadomości od Malgrana i Eldara... Ich wizyta w Venzii znacznie się przedłuża. Niepokoję się. Władca tego kraju głosi dość surowe poglądy na temat... koegzystencji rasowej... znacznie odbiegające od naszych. Choć nie sądzę, by ważył się podnieść rękę na dyplomatów, mam... przeczucie... że coś jest nie tak. *Ostatnie słowa wypowiedziała ledwo słyszalnie, na granicy szeptu, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w jeden punkt.* "Może powinniśmy skontaktować się z namiestnikiem?" *Mruknął smok i przekrzywił łeb, spoglądając na Baśniową. Po chwili uśmiechnął się do niej, jakby podstępnie, mrużąc srebrzyste ślepia, wypuszczając z nozdrzy cieniutkie strużki dymu.* "A może moja ammalvi miała dość ich sprzeczek i wyrzuciła ich trochę dalej, niż chcieli." *Demonica zachichotała, tak ironicznie nieświadoma tego, co z dyplomatami działo się naprawdę...*
Driada spojrzała niepewnie na smoczycę. Czuła, że wizyta przywódców jest spowodowana zmartwieniami, albo co gorsza kłopotami. Mimo, że demonica i jej druga połowa starali sie zachowywać swobodnie, widoczne było zdenerwowanie i spięcie jakie im towarzyszyło. Podeszła do Almariel i oparła się o parapet. Kiedy demonica złapała się za głowę, położyła jej delikatnie rękę na ramieniu. -Almariel? Dobrze się czujesz? Może będę mogła pomóc?-Kiedy jednak usłyszała słowa kobiety, zamarła na chwilę a w jej oczach można było zobaczyć zaskoczenie wymieszane z niepokojem. - Nie kontaktowali się z nami. Myślisz, że może grozić im niebezpieczeństwo?Chyba władca Venzii nie zrezygnowałby z korzyści jakie daje sojusz z naszym zakonem?- Spojrzała niepewnie na baśniową smoczycę czując, że zaczyna ogarniać ją paniczny lęk, przede wszystkim o jasnowłosego elfa. Jej przemyślenia przerwał dopiero głos Baldis. -"Stokrotko uspokój się. Malgran i Eldar to nie są jakieś niedoświadczone pisklaki. Zwłaszcza Malgran, na pewno poradziłby sobie w wszelkimi problemami dyplomatycznymi, a Eldar wyrósł na zdrowego i silnego smoka." Dopiero wtedy spojrzała na Mulkhera i zrobiła oburzoną minę. "Jak możesz podejrzewać mnie o taką złośliwość mój drogi?"-Jej mina złagodniała jednak po chwili.-"Chociaż przyznaję, że tym dwóm przydała by się lekcja. Ciężko jest znosić te ich wspólne kłótnie. Powinni wreszcie odnaleźć jakiś sposób by się porozumieć.Ale tak na poważnie..." Jej oblicze spochmurniało wyraźnie i wydawać by się mogło, że jej pawie pióra straciły swój blask i kolor. "Wyrzuciłam ich dokładnie tam, gdzie chcieli. Tak jak mi opisali. Wiecie przecież, że traktuje dar podróżowania między światami niezwykle poważnie i nie narażałabym nikogo na niebezpieczeństwo. Ale... "Urwała nagle. Słyszała o błędach jakie się zdarzały. Mimo doświadczenia i wiedzy baśniowym smokom zdarzało się wylądować w zupełnie innym miejscu niż planowali. Czy możliwe, że w tym przypadku to się wydarzyło? Czy naraziła Eldara i Malgrana na niebezpieczeństwo? A może nawet zamknęła im możliwość powrotu do domu? A co jeśli byli w zupełnie innym świecie? Odsunęła od siebie te myśli. Jej talent jak do tej pory nigdy jej nie zawiódł. "Chcecie żebym to sprawdziła? Powinnam być zdolna zabrać was w dokładnie to samo miejsce. Ale minęło już trochę czasu." Spojrzała na Mulkhera a w jej oczach majaczył strach. Szukała u niego oparcia, czegoś co pozwoli uspokoić rozbiegane myśli.
*Ciemnowłosa zgarbiła się wyraźnie i westchnęła krótko, po czym nakryła dłoń driady spoczywającą na jej ramieniu wierzchem swojej. Chwilę popatrywała na Sir'cę, jakoby nie tylko zmęczonym, ale i skruszonym wzrokiem, po czym z trudem zdobyła się na niemą prośbę pomocy, poprzez potakujące kiwnięcie głową. Nie lubiła momentów słabości, a tym bardziej przyznawania się do ich istnienia, choć nic jej nie zagrażało, była wśród przyjaciół...* Od jakiegoś czasu męczą mnie migreny... *Przyznała z niechęcią, masując skroń opuszkami palców.* *Czarny dźwignął się z posadzki i postąpił parę kroków wgłąb komnaty. Wstąpił w księżycowe światło, które podkreśliło jego zacięty wyraz pyska. Jedno spojrzenie w jego srebrzyste ślepia wystarczało, by odczytać zeń zarówno opanowanie, jak i gotowość do działania. Kiwnął rogatym łbem, przyznając rację Baśniowej, lecz po chwili i jej pewność została zachwiana.* "Spokojnie, moje panie. To, że wyprawa Malgrana i Eldara się przedłuża, jeszcze o niczym nie świadczy, mogło wystąpić wiele powodów. Aczkolwiek głupotą byłoby zlekceważenie zaistniałych okoliczności. Musimy to zbadać." *Gad chwilę milczał, po czym ozwał się ponownie, grubym, basowym głosem.* "Zagrożenie ze strony Venzii jest mniej niż mało prawdopodobne, atak na dyplomatów oznaczałby otwarte rozpoczęcie wojny, a z tego co mi wiadomo, takie działanie nie jest zbieżne z bieżącymi interesami namiestnika. Poza tym nie ma wystarczającej siły zbrojnej." *Uśmiechnął się lekko do smoczycy.* "Nie złość się na mnie, ammalvi. Doskonale wiem, że nie zrobiłabyś tego celowo. Tylko się droczę..." *Almariel chwilę kontemplowała w ciszy, po czym spojrzała się na Baśniową.* Baldis, nie podważamy Twoich umiejętności. Wiemy, że traktujesz swój dar poważnie. Jednakże tak samo podróżowanie między światami, jak i panowanie nad magią, to ingerowanie w potężne siły rządzące tym światem. My wszyscy nosimy ciężkie brzemię na naszych barkach, bowiem ów moce nigdy nie będą do końca przewidywalne. Możemy popełniać błędy, zupełnie nieświadomie, a konsekwencje mogą być różne. Mnie samej zdarzyło się to nie raz... *Zdawało się, że odpłynęła na chwilę w odmęty wspomnień.* Co nie oznacza, że tak było w tym przypadku. *Kiedy milczenie poczęło nieznośnie się przedłużać, czarnołuski smok z cichym sykiem wypuścił z nozdrzy dwie cienkie smużki dymu.* "Nie jestem pewien, czy powinniśmy tam wyruszać. Moglibyśmy wywołać niepotrzebną burzę w Venzii. Oni myślą, że smoki powinno się zaprzęgać do wozów i trzymać razem z trzodą w chlewie..." *Burknął, wyjątkowo dlań sceptycznie i ironicznie, że aż demonica uniosła brew. Z drugiej strony nie powinna mu się dziwić... Zanim ktokolwiek zdążył coś odpowiedzieć, na parapecie wylądował puszczyk i zahukał dźwięcznie. Spojrzał się bystrymi, złotymi ślepkami na Almariel. Demonica odwiązała mu od nóżki list i podeszła do świecy. Po rozwinięciu pergaminu od razu rzuciła się w oczy finezyjna pieczęć Namiestnika.* O wilku mowa... *Nie licząc mnogich zwrotów grzecznościowych i pozdrowień, treść głosiła ni mniej ni więcej: wasi dyplomaci nie dotarli. Błękitnooka jeszcze raz przeczytała list dla pewności, po czym podała go driadzie...*
Driada spojrzała na demonicę wzrokiem pełnym współczucia. Bóle głowy potrafiły dopiec, a nie leczone rosły w siłę zamiast przechodzić.W głowie szybko sprawdziła zawartość swojej torby zielarskiej w poszukiwaniu odpowiedniego specyfiku, który mógłby pomóc Almariel w uciążliwych bólach. Zeskoczyła szybko z parapetu i podeszła do torby odpinając klamrę. W pomieszczeniu rozniósł się intensywny ziołowy zapach, wymieszany z zapachem innych składników jakich używała. Dla kogoś nie przyzwyczajonego nie było to miłe doznanie, a przy dłuższym wdychaniu mogło zakręcić się w głowie. Poszperała chwilę w zapasach i z uśmiechem wyciągnęła niewielki, szklany pojemnik zakryty wieczkiem. Po chwili ponownie znalazła się u boku demonicy, otworzyła naczynie, w którym znajdowała się wściekle zielona maść. W ich nozdrza uderzyła silna woń mięty, alkoholu i czegoś trudnego do wychwycenia. "Wiem jak nie lubisz ziołowych naparów Aerlin." Uśmiechnęła się łagodnie, jakby doskonale wiedziała co czuje Almariel. "To jest coś innego, smaruj tym skronie jak tylko ból zacznie się pojawiać. Tylko nie za dużo. Mam nadzieje, że pomoże. Niestety nie znam się na leczniczej magii..." Zasmuciła się widocznie. Wiele razy żałowała, że los nie obdarował jej taką właśnie mocą. Zazdrościła widząc w jak szybkim tempie leczyła nimfa. Ona mogła jedynie używać odpowiednich specyfików by przyśpieszyć gojenie, uśmierzyć ból, odgonić gorączkę. Ale jej medykamenty nie spajały w mgnieniu oka rozerwanych ścięgien, poszarpanych żył, ani nie tamowały rozległych krwotoków. Pomagały jedynie w tym, co organizm by w końcu osiągnął sam. *** Smoczyca odetchnęła głęboko, uśmiechnęła się lekko. "Wiem, wiem. Przepraszam, nie powinnam tak gwałtownie reagować. Może jestem przewrażliwiona na tym punkcie? Na pewno nie chcieliście mnie urazić." Trochę uspokoiła się, kiedy Mulkher przyznał jej rację i zapewnił, że wojna z Venzią im nie grozi. Gdzie w takim razie byli Malgran i Eldar? Dlaczego do tej pory się z nimi nie skontaktowali? Driada patrzyła na nich uważnie , a w jej oczach ciągle odbijał się strach o współtowarzyszy. Smoczyca odebrała od niej falę oburzenia i niedowierzania kiedy Mulkher opowiadał o poglądach panujących w tamtej odległej krainie. Baldis nie trudno było się z nią zgodzić. Z pewnością zasady panujące w Venzii nie należały do najprzyjemniejszych. Smoczycę przeszedł dreszcz kiedy uzmysłowiła sobie jak wiele gadzich istnień cierpi w powodu takiego podejścia. Ktoś z pewnością powinien z tym skończyć, ale powszechna była wiedza jak trudno zmieniało się zakorzenione głęboko w umysłach tradycje i poglądy. Jej przemyślenia przerwało pojawienie się puszczyka, posłańca. Demonica szybko odwiązała od jego nóżki liścik i przebiegła po nim wzrokiem. Podała pergamin driadzie, która odebrała go z głośno bijącym sercem. Uważnie przeczytała pismo, starając się dobrze zrozumieć jego sens. Wiec ziściło się to, czego tak bardzo się bała. Spojrzała bezradnie najpierw na obydwa smoki, później na Almariel. "I co teraz?" Jej ciche pytanie było ledwo słyszalne.
*Przyjęła od niej specyfik, chwilę obserwując jego podejrzaną, neonowo zieloną barwę. Przez głowę przebiegła jej luźna myśl, że kiedyś, w pewnej jaskini, widziała grzyby takiego koloru obrastające wilgotne ściany, lśniące mdłą bioluminescencją w mroku.* Dziękuję. *Powiedziała cicho, bez uśmiechu, lecz driada znała ją na tyle, by dojrzeć w jej oczach iskrę ulgi i wdzięczności. Demonica spojrzała na piórowłosą i wpatrywała się w nią jakiś czas, czekając, aż ta podniesie na nią wzrok.* Magia nie jest wszechmocna. W wielu przypadkach ciału mogą pomóc tylko składniki naturalnie występujące w przyrodzie. Nie umniejszaj swoim zdolnościom... To rozkaz. *Dodała, próbując udać groźną minę i poważny ton.* *Mulkher rozłożył wielkie, wystrzępione skrzydło i przygarnął nim Baldis do siebie. Tym samym zapewnił ją, że wszystko jest w porządku. Oba gady zamarły w oczekiwaniu na przekazanie informacji zawartych w liście. Do Mulkhera powoli począł docierać sens słów, spływający nań z świadomości Almariel, zapewne z Baldis sytuacja wyglądała podobnie. Wtem spełnił się najgorszy scenariusz, którego nie chcieli dopuszczać do siebie aż do ostatecznego potwierdzenia. Mimo to, przygotowali się i na taką ewentualność. Oblicze Czarnego stężało, srebrne ślepia zabłysły jasno w półmroku, grzmiała w nich gotowość do działania i determinacja. Gdziekolwiek się znajdowali, cokolwiek się z nimi stało - zaprzysiągł w duchu, na samego Białego Kruka, że ich odnajdą i sprowadzą z powrotem. Almariel przyjęła z powrotem list i ze zdecydowaniem zwinęła go w ciasny rulonik. Zatknęła go za pas i spojrzała Sir'ce w oczy.* Teraz zrobimy wszystko co w naszej mocy. Niezwłocznie napiszę do wszystkich, którzy mogliby nam pomóc w poszukiwaniach, być może ich widzieli, złapali ich trop. Sir'co, Baldis, bądźcie jutro gotowe. Myślę, że będziemy musieli poszukać śladów również w innych wymiarach... *Spojrzała na Baldis, jakoby wysyłając jej nieme zapytanie, czy mogą tak postąpić, czy to nie będzie stanowić zagrożenia dla równowagi światów. Tak też zrobili. Almariel powróciła do swojej komnaty i z marszu zabrała się do pisania listów. Stos pergaminów rósł z każdym kwadransem, smok pomagał jej w odnalezieniu we wspomnieniach przeszłości osób - agentów, sojuszników, tych, którzy mieli wobec nich bądź zakonu długi wdzięczności. Gdy w końcu uporali się z tym zadaniem, podążyli w stronę schodów na wyższe kondygnacje, by przejść do najwyższej z wież siedziby Ordo Corvus Albus - do gniazd białych kruków, zakonnych posłańców. Znad mlecznobiałej fortecy, w systematycznych odstępach czasu poczęły odlatywać ptaki, by dostarczyć ważne listy do swoich odbiorców. Almariel jednak nie mogła wysłać wszystkich dokumentów, gdyż odprawiła praktycznie wszystkich posłańców, prócz jednego, którego pozostawiła w razie sytuacji kryzysowej. Zdecydowała się zapytać Sir'cy, czy nie udałoby jej się namówić ptaków leśnych do dostarczenia pozostałych listów.* *Przybyli do nich ponownie następnego dnia.* Jesteście gotowe? Lecz zanim wyruszymy, Sir'co, czy jest możliwość, byś poprosiła ptaki z lasu o dostarczenie reszty listów? Te są przeznaczone dla osób znajdujących się najbliżej nas, nie jest to długa droga. Odprawiłam już prawie wszystkie kruki... *Mulkher utkwił nieobecne spojrzenie w horyzont malujący się za oknem, naznaczony szarymi kształtami pasma górskiego, wierzchołki gór ginęły w ciężkich połaciach mgły.* "Najpierw Lhun, teraz Eldar... Nie jestem pewien, czy powinniśmy mówić o tej sytuacji Jivregowi. Nie chciałbym dokładać jemu i Aerlin zmartwień." Lecz czy nie będą mieli do nas o to żalu, kiedy wyjdzie na jaw, że im nie powiedzieliśmy...? *Ciche pytanie Almariel zawisło w przestrzeni podrygującej z napięcia...*
Sir'ca uśmiechnęła się do Almariel słysząc jej słowa, skinęła głową przyznając jej rację, chociaż w głębi duszy nie była do końca przekonana. Mimo wszystko jej maści i zioła często nie wystarczały i działały zbyt wolno. Ale ucieszyła się widząc wdzięczność w oczach przywódczyni. To było dla niej jak najlepsza nagroda. *** Baldis zaczęła się śmiać, kiedy Mulkher przyciągnął ją bliżej do siebie. Zamarła jednak w oczekiwaniu kiedy ptak przyniósł list. Westchnęła cicho, a więc jednak ich obawy się potwierdziły. Wyczuła jak aura wokół czarnego smoka staje się gęstsza, mroczniejsza. Nie wahała się nawet chwili od razu zapewniając Almariel, że może na nie liczyć w poszukiwaniach. Teraz liczyło się to, żeby zaginieni gdzieś w miejscach i czasie członkowie Ordo się odnaleźli... *** Driada siedziała na łóżku, spięta, w oczekiwaniu machinalnie gładząc swój łuk. Na plecach miała już założony kołczan z pękiem strzał ozdobionych szmaragdowymi lotkami. Nie wiedziały na jakie niebezpieczeństwa mogą się natknąć w czasie poszukiwania Malgrana i Eldara. Sir'cę tym bardziej niepokoiło wszystko to co działo się między nią, a elfem zanim wyjechali. Najbardziej jednak bała się tego, że może go już więcej nie zobaczyć ... Spojrzała na smoczycę chcąc przejąć chociaż część spokoju jaki ogarniał Baldis. Wyjrzała przez okno. Almariel i Mulkher powinni już być. Dlaczego się spóźniają? Kiedy wreszcie usłyszała pukanie, odetchnęła z ulgą. Powitała obojga uśmiechem, a słysząc prośbę demonicy, uśmechnęła się jeszcze szerzej. Otworzyła szeroko okna i wydała z siebie serię gwizdów, treli i popiskiwań. Nie trwało długo jak na parapecie zaczęły się gromadzić leśne ptaki.Bajecznie upierzone sójki, brunatne drozdy, dumne puchacze, a nawet kilka drapieżnych jastrzębi, wszystkie na tyle duże, że ciężar listu nie powinien być dla nich jakimkolwiek obciążeniem. Wszystkie oczka wpatrywały się w kobiety w oczekiwaniu. Sir'ca razem z Almariel podzieliły listy między ptaki instruując je dokładnie gdzie mają trafić. *Baldis podeszła do Mulkhera i wsunęła mu czubek nosa pod brodę chcąc dodać otuchy, żeby wiedział że jest tuż obok gotowa by mu pomóc. "Nie wiem czy Jivreg jest w stanie teraz udźwignąć taki ciężar. Może nam się poszczęści i znajdziemy Malgrana i Eldara? Wtedy niepotrzebnie byśmy przysporzyli im cierpienia. Ale o Lhunie będzie musiał się dowiedzieć... prędzej czy później. Jivreg wszak ciągle myśli, że przebywają oni pod opieką Luthien i Erity. Tylko wtedy będziecie musieli mieć przygotowany plan i podjętą decyzję czy wyruszycie im na pomoc i kto ma wyruszyć. Wszak Ordo nie może zostać bez opieki chociaż jednej pary Przywódców." Mówiła spokojnie, starając się by jej słowa były głosem rozsądku i mądrości. Żeby doradzać najlepiej jak potrafiła i przejąć rolę, jaką od zarania dziejów przyjmowały baśniowe smoki. Doradców.
*Pośród dzikich, nieokiełznanych łańcuchów gór Yiale, za bujnymi lasami Hiskish i Rubidajil, przy samej południowej granicy Killinthoru, stała mlecznobiała forteca; dom strażników, jeźdźców przestworzy, bestii, które posiadły niebo. Pary zamieszkujące to pozornie idylliczne, odcięte od zła całego świata miejsce, od wieków zmagały się z wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwami i problemami - poczynając od tych zwykłych, codziennych, na decydujących o życiu bądź śmierci kończąc. Ów wieczór zdawał się być spokojny dla mlecznego zamku, ciepły, choć wyjątkowo bezwietrzny. W jednej z komnat usytuowanej na czwartym piętrze panował półmrok. Płomienie licznych świec drgały niespokojnie, nienaturalnie, karząc przypuszczać, że nie z winy wpuszczonego przez okiennice wiatru. Powietrze było ciężkie, przepełnione wonią różanych kadzideł i czegoś jeszcze, jakby charakterystycznym zapachem pożółkłych stronic wiekowych ksiąg, tak często goszczącym w bibliotekach. Wkrótce przestrzeń poczęła rozbrzmiewać buczącym rezonansem, wprawiającym w drżenie obrazy na ścianach i taflę lustra. Anomalia ustała w ułamku sekundy, w momencie, kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał basowy głos.* "Znowu migrena?" *Czarną bestię ledwo można było dojrzeć w panującym wokół półcieniu, zdradzały ją jedynie srebrzyste, mądre oczy, wpatrujące się z troską w postać siedzącą za biurkiem. Kobieta drgnęła na dźwięk głosu swojego towarzysza, powracając do rzeczywistości z bolesnego zamyślenia. Nie wiadomo, czy była świadoma nienaturalnych zjawisk, jakie wywoływała.* Tak. Nie wiem, co się dzieje, Mulkherze. Może powinnam poprosić Aerlin o lekarstwo... *Odwróciła się w kierunku smoka. Wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy, a jej zwykle granatowa niczym nocne, bezgwiezdne niebo skóra była o ton jaśniejsza. Na jej ustach gościł niewyraźny półuśmiech. Smok kiwnął głową. Skoro Almariel w końcu dopuściła do siebie myśl, że będzie musiała poprosić przyjaciółkę o pomoc, to znaczy, że nawracające bóle głowy dały jej popalić. Nie lubiła ziołowych specyfików nimfy...* Ale później. Niepokoi mnie przedłużające się nieobecność Malgrana i Eldara. *Mruknęła, wstając od biurka i kierując kroki w stronę wyjścia z komnaty. Smok, niczym jej własny cień, podążył za nią.* "Tak. Ponadto nie wysłali ani jednego posłańca z wiadomością. Jivreg również się martwi, rozmawiałem z nim wczoraj. Pytał, czy nie mamy nowych informacji..." *Demonica chwyciła zawieszoną na korytarzu pochodnię. Powoli przemierzali ciche wnętrza siedziby, kierując się do komnat mieszkalnych na drugim piętrze. Zamek był ogromny, a tak mało miał lokatorów. Almariel pokręciła głową, nie mogła za to winić Białego Kruka. Życie strażników pokoju nie był łatwy i wymagał poświęceń, na które coraz mniej istnień gotowe było się zdecydować... Kiedy minęli bibliotekę i szereg niezamieszkanych komnat, stanęli przed drzwiami nr XVI. Almariel zapukała cicho do drzwi.*
OdpowiedzUsuńNoc była wyjątkowo ciepła. Driada siedziała w otwartym oknie rozkoszując się ciepłymi powiewami powietrza wypełnionymi zapachem zieleni, charakterystyczną wonią mchu i igliwia. Wpatrywała się w mrok, a w jej głowie kotłowały się myśli. Ostatnie wydarzenia wywarły niemały wpływ na jej życie, a jej samej ciężko było poukładać sobie wszystko w jakąkolwiek składną całość. Ciągle wracała myślami do tego jak potraktował ją Ermon, a przez to że nie mogła wyjawić prawdy o tym co się stało, nie mogła porozmawiać o dręczących ją uczuciach. Zazwyczaj rozmawiała o takich sprawach z Aerlin. Ale teraz musiała utrzymywać kłopotliwy sekret. Wiedziała jakie były konsekwencje gdyby wszystko się wydało... Drugą osobą, która zaprzątała jej myśli był jasnowłosy elf Malgran. Kolejna sprawa, o której bała się rozmawiac z nimfą. Westchnęła cicho. Malgran przebywał właśnie na misji, której podjęli się z Eldarem. Długo nie wracali. Niepokoiło ją to, wydawało jej się że zbyt długo nie dają znaku. Baldis zapewniała ją, że nie ma o co się martwić, że z pewnością niedługo pojawią się w Ordo.Mimo wszystko Sir'ca chciałaby, żeby elf był już w Zakonie, a jednocześnie obawiała się tego jak Malgran będzie się wobec niej zachowywał. Spojrzała w głąb komnaty. Liczne kwiaty rosnące w jej komnacie, mieniące się przeróżnymi kolorami cieszyły oko, łagodziły zmartwienia. Ale nie dzisiejszego wieczoru. Zerknęła na drzemiącą na łożu z mchu smoczycę. Wsłuchała się w jej równy i spokojny oddech. Jej pawie pióra opalizowały lekko przy najmniejszym ruchu. Driada zazdrościła jej spokoju i zdolności do panowania nad emocjami. Nagle z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków na korytarzu, a po chwili pukanie do drzwi. Drgnęła lekko zdziwiona. Baldis otworzyła oczy i podniosła głowę. Sir'ca pogłaskała ją pieszczotliwie po szyi kiedy ją mijała.
OdpowiedzUsuń-Almariel? Mulkher? Coś się stało? Wejdźcie proszę.- Sir'ca odsunęła się robiąc im miejsce. Baldis pośpiesznie spojrzała na swoje pióra sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest w porządku, po czym powitała gości uśmiechem.
*Almariel przysiadła na parapecie, chwilę obserwowała pejzaż rozciągający się za oknem; rozległe bory skąpane w księżycowym świetle i wyniosłe góry o srebrnych grzbietach, których szczyty tonęły w mglistej połaci chmur. Mulkher puścił Baldis perskie oczko i usiadł obok niej, ginąc w cieniu, w refleksach kolorów rzucanych przez opalizujące pawie pióra. W powietrzu połączyła się woń kadzideł, jaka podążyła za nimi i wgryzła się w skórę i łuski, ze słodkim zapachem różnorodnych kwiatów, panujących w komnacie niepodzielnie, tworząc niepowtarzalną, egzotyczną całość. Po chwili milczenia rozbrzmiał cichy głos demonicy. Kobieta przetarła dłonią twarz i spróbowała się uśmiechnąć, choć ból pulsujący w skroni sprawił, iż było w tymże uśmiechu trochę za dużo goryczy.* Przyszliśmy by was zapytać, czy nie dostałyście żadnej wiadomości od Malgrana i Eldara... Ich wizyta w Venzii znacznie się przedłuża. Niepokoję się. Władca tego kraju głosi dość surowe poglądy na temat... koegzystencji rasowej... znacznie odbiegające od naszych. Choć nie sądzę, by ważył się podnieść rękę na dyplomatów, mam... przeczucie... że coś jest nie tak. *Ostatnie słowa wypowiedziała ledwo słyszalnie, na granicy szeptu, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w jeden punkt.* "Może powinniśmy skontaktować się z namiestnikiem?" *Mruknął smok i przekrzywił łeb, spoglądając na Baśniową. Po chwili uśmiechnął się do niej, jakby podstępnie, mrużąc srebrzyste ślepia, wypuszczając z nozdrzy cieniutkie strużki dymu.* "A może moja ammalvi miała dość ich sprzeczek i wyrzuciła ich trochę dalej, niż chcieli." *Demonica zachichotała, tak ironicznie nieświadoma tego, co z dyplomatami działo się naprawdę...*
OdpowiedzUsuńDriada spojrzała niepewnie na smoczycę. Czuła, że wizyta przywódców jest spowodowana zmartwieniami, albo co gorsza kłopotami. Mimo, że demonica i jej druga połowa starali sie zachowywać swobodnie, widoczne było zdenerwowanie i spięcie jakie im towarzyszyło. Podeszła do Almariel i oparła się o parapet. Kiedy demonica złapała się za głowę, położyła jej delikatnie rękę na ramieniu.
OdpowiedzUsuń-Almariel? Dobrze się czujesz? Może będę mogła pomóc?-Kiedy jednak usłyszała słowa kobiety, zamarła na chwilę a w jej oczach można było zobaczyć zaskoczenie wymieszane z niepokojem.
- Nie kontaktowali się z nami. Myślisz, że może grozić im niebezpieczeństwo?Chyba władca Venzii nie zrezygnowałby z korzyści jakie daje sojusz z naszym zakonem?- Spojrzała niepewnie na baśniową smoczycę czując, że zaczyna ogarniać ją paniczny lęk, przede wszystkim o jasnowłosego elfa. Jej przemyślenia przerwał dopiero głos Baldis. -"Stokrotko uspokój się. Malgran i Eldar to nie są jakieś niedoświadczone pisklaki. Zwłaszcza Malgran, na pewno poradziłby sobie w wszelkimi problemami dyplomatycznymi, a Eldar wyrósł na zdrowego i silnego smoka." Dopiero wtedy spojrzała na Mulkhera i zrobiła oburzoną minę. "Jak możesz podejrzewać mnie o taką złośliwość mój drogi?"-Jej mina złagodniała jednak po chwili.-"Chociaż przyznaję, że tym dwóm przydała by się lekcja. Ciężko jest znosić te ich wspólne kłótnie. Powinni wreszcie odnaleźć jakiś sposób by się porozumieć.Ale tak na poważnie..." Jej oblicze spochmurniało wyraźnie i wydawać by się mogło, że jej pawie pióra straciły swój blask i kolor. "Wyrzuciłam ich dokładnie tam, gdzie chcieli. Tak jak mi opisali. Wiecie przecież, że traktuje dar podróżowania między światami niezwykle poważnie i nie narażałabym nikogo na niebezpieczeństwo. Ale... "Urwała nagle. Słyszała o błędach jakie się zdarzały. Mimo doświadczenia i wiedzy baśniowym smokom zdarzało się wylądować w zupełnie innym miejscu niż planowali. Czy możliwe, że w tym przypadku to się wydarzyło? Czy naraziła Eldara i Malgrana na niebezpieczeństwo? A może nawet zamknęła im możliwość powrotu do domu? A co jeśli byli w zupełnie innym świecie? Odsunęła od siebie te myśli. Jej talent jak do tej pory nigdy jej nie zawiódł. "Chcecie żebym to sprawdziła? Powinnam być zdolna zabrać was w dokładnie to samo miejsce. Ale minęło już trochę czasu." Spojrzała na Mulkhera a w jej oczach majaczył strach. Szukała u niego oparcia, czegoś co pozwoli uspokoić rozbiegane myśli.
*Ciemnowłosa zgarbiła się wyraźnie i westchnęła krótko, po czym nakryła dłoń driady spoczywającą na jej ramieniu wierzchem swojej. Chwilę popatrywała na Sir'cę, jakoby nie tylko zmęczonym, ale i skruszonym wzrokiem, po czym z trudem zdobyła się na niemą prośbę pomocy, poprzez potakujące kiwnięcie głową. Nie lubiła momentów słabości, a tym bardziej przyznawania się do ich istnienia, choć nic jej nie zagrażało, była wśród przyjaciół...* Od jakiegoś czasu męczą mnie migreny... *Przyznała z niechęcią, masując skroń opuszkami palców.*
OdpowiedzUsuń*Czarny dźwignął się z posadzki i postąpił parę kroków wgłąb komnaty. Wstąpił w księżycowe światło, które podkreśliło jego zacięty wyraz pyska. Jedno spojrzenie w jego srebrzyste ślepia wystarczało, by odczytać zeń zarówno opanowanie, jak i gotowość do działania. Kiwnął rogatym łbem, przyznając rację Baśniowej, lecz po chwili i jej pewność została zachwiana.* "Spokojnie, moje panie. To, że wyprawa Malgrana i Eldara się przedłuża, jeszcze o niczym nie świadczy, mogło wystąpić wiele powodów. Aczkolwiek głupotą byłoby zlekceważenie zaistniałych okoliczności. Musimy to zbadać." *Gad chwilę milczał, po czym ozwał się ponownie, grubym, basowym głosem.* "Zagrożenie ze strony Venzii jest mniej niż mało prawdopodobne, atak na dyplomatów oznaczałby otwarte rozpoczęcie wojny, a z tego co mi wiadomo, takie działanie nie jest zbieżne z bieżącymi interesami namiestnika. Poza tym nie ma wystarczającej siły zbrojnej." *Uśmiechnął się lekko do smoczycy.* "Nie złość się na mnie, ammalvi. Doskonale wiem, że nie zrobiłabyś tego celowo. Tylko się droczę..." *Almariel chwilę kontemplowała w ciszy, po czym spojrzała się na Baśniową.* Baldis, nie podważamy Twoich umiejętności. Wiemy, że traktujesz swój dar poważnie. Jednakże tak samo podróżowanie między światami, jak i panowanie nad magią, to ingerowanie w potężne siły rządzące tym światem. My wszyscy nosimy ciężkie brzemię na naszych barkach, bowiem ów moce nigdy nie będą do końca przewidywalne. Możemy popełniać błędy, zupełnie nieświadomie, a konsekwencje mogą być różne. Mnie samej zdarzyło się to nie raz... *Zdawało się, że odpłynęła na chwilę w odmęty wspomnień.* Co nie oznacza, że tak było w tym przypadku. *Kiedy milczenie poczęło nieznośnie się przedłużać, czarnołuski smok z cichym sykiem wypuścił z nozdrzy dwie cienkie smużki dymu.* "Nie jestem pewien, czy powinniśmy tam wyruszać. Moglibyśmy wywołać niepotrzebną burzę w Venzii. Oni myślą, że smoki powinno się zaprzęgać do wozów i trzymać razem z trzodą w chlewie..." *Burknął, wyjątkowo dlań sceptycznie i ironicznie, że aż demonica uniosła brew. Z drugiej strony nie powinna mu się dziwić... Zanim ktokolwiek zdążył coś odpowiedzieć, na parapecie wylądował puszczyk i zahukał dźwięcznie. Spojrzał się bystrymi, złotymi ślepkami na Almariel. Demonica odwiązała mu od nóżki list i podeszła do świecy. Po rozwinięciu pergaminu od razu rzuciła się w oczy finezyjna pieczęć Namiestnika.* O wilku mowa... *Nie licząc mnogich zwrotów grzecznościowych i pozdrowień, treść głosiła ni mniej ni więcej: wasi dyplomaci nie dotarli. Błękitnooka jeszcze raz przeczytała list dla pewności, po czym podała go driadzie...*
Driada spojrzała na demonicę wzrokiem pełnym współczucia. Bóle głowy potrafiły dopiec, a nie leczone rosły w siłę zamiast przechodzić.W głowie szybko sprawdziła zawartość swojej torby zielarskiej w poszukiwaniu odpowiedniego specyfiku, który mógłby pomóc Almariel w uciążliwych bólach. Zeskoczyła szybko z parapetu i podeszła do torby odpinając klamrę. W pomieszczeniu rozniósł się intensywny ziołowy zapach, wymieszany z zapachem innych składników jakich używała. Dla kogoś nie przyzwyczajonego nie było to miłe doznanie, a przy dłuższym wdychaniu mogło zakręcić się w głowie. Poszperała chwilę w zapasach i z uśmiechem wyciągnęła niewielki, szklany pojemnik zakryty wieczkiem. Po chwili ponownie znalazła się u boku demonicy, otworzyła naczynie, w którym znajdowała się wściekle zielona maść. W ich nozdrza uderzyła silna woń mięty, alkoholu i czegoś trudnego do wychwycenia. "Wiem jak nie lubisz ziołowych naparów Aerlin." Uśmiechnęła się łagodnie, jakby doskonale wiedziała co czuje Almariel. "To jest coś innego, smaruj tym skronie jak tylko ból zacznie się pojawiać. Tylko nie za dużo. Mam nadzieje, że pomoże. Niestety nie znam się na leczniczej magii..." Zasmuciła się widocznie. Wiele razy żałowała, że los nie obdarował jej taką właśnie mocą. Zazdrościła widząc w jak szybkim tempie leczyła nimfa. Ona mogła jedynie używać odpowiednich specyfików by przyśpieszyć gojenie, uśmierzyć ból, odgonić gorączkę. Ale jej medykamenty nie spajały w mgnieniu oka rozerwanych ścięgien, poszarpanych żył, ani nie tamowały rozległych krwotoków. Pomagały jedynie w tym, co organizm by w końcu osiągnął sam.
OdpowiedzUsuń***
Smoczyca odetchnęła głęboko, uśmiechnęła się lekko. "Wiem, wiem. Przepraszam, nie powinnam tak gwałtownie reagować. Może jestem przewrażliwiona na tym punkcie? Na pewno nie chcieliście mnie urazić." Trochę uspokoiła się, kiedy Mulkher przyznał jej rację i zapewnił, że wojna z Venzią im nie grozi. Gdzie w takim razie byli Malgran i Eldar? Dlaczego do tej pory się z nimi nie skontaktowali? Driada patrzyła na nich uważnie , a w jej oczach ciągle odbijał się strach o współtowarzyszy. Smoczyca odebrała od niej falę oburzenia i niedowierzania kiedy Mulkher opowiadał o poglądach panujących w tamtej odległej krainie. Baldis nie trudno było się z nią zgodzić. Z pewnością zasady panujące w Venzii nie należały do najprzyjemniejszych. Smoczycę przeszedł dreszcz kiedy uzmysłowiła sobie jak wiele gadzich istnień cierpi w powodu takiego podejścia. Ktoś z pewnością powinien z tym skończyć, ale powszechna była wiedza jak trudno zmieniało się zakorzenione głęboko w umysłach tradycje i poglądy. Jej przemyślenia przerwało pojawienie się puszczyka, posłańca. Demonica szybko odwiązała od jego nóżki liścik i przebiegła po nim wzrokiem. Podała pergamin driadzie, która odebrała go z głośno bijącym sercem. Uważnie przeczytała pismo, starając się dobrze zrozumieć jego sens. Wiec ziściło się to, czego tak bardzo się bała. Spojrzała bezradnie najpierw na obydwa smoki, później na Almariel. "I co teraz?" Jej ciche pytanie było ledwo słyszalne.
*Przyjęła od niej specyfik, chwilę obserwując jego podejrzaną, neonowo zieloną barwę. Przez głowę przebiegła jej luźna myśl, że kiedyś, w pewnej jaskini, widziała grzyby takiego koloru obrastające wilgotne ściany, lśniące mdłą bioluminescencją w mroku.* Dziękuję. *Powiedziała cicho, bez uśmiechu, lecz driada znała ją na tyle, by dojrzeć w jej oczach iskrę ulgi i wdzięczności. Demonica spojrzała na piórowłosą i wpatrywała się w nią jakiś czas, czekając, aż ta podniesie na nią wzrok.* Magia nie jest wszechmocna. W wielu przypadkach ciału mogą pomóc tylko składniki naturalnie występujące w przyrodzie. Nie umniejszaj swoim zdolnościom... To rozkaz. *Dodała, próbując udać groźną minę i poważny ton.*
OdpowiedzUsuń*Mulkher rozłożył wielkie, wystrzępione skrzydło i przygarnął nim Baldis do siebie. Tym samym zapewnił ją, że wszystko jest w porządku. Oba gady zamarły w oczekiwaniu na przekazanie informacji zawartych w liście. Do Mulkhera powoli począł docierać sens słów, spływający nań z świadomości Almariel, zapewne z Baldis sytuacja wyglądała podobnie. Wtem spełnił się najgorszy scenariusz, którego nie chcieli dopuszczać do siebie aż do ostatecznego potwierdzenia. Mimo to, przygotowali się i na taką ewentualność. Oblicze Czarnego stężało, srebrne ślepia zabłysły jasno w półmroku, grzmiała w nich gotowość do działania i determinacja. Gdziekolwiek się znajdowali, cokolwiek się z nimi stało - zaprzysiągł w duchu, na samego Białego Kruka, że ich odnajdą i sprowadzą z powrotem. Almariel przyjęła z powrotem list i ze zdecydowaniem zwinęła go w ciasny rulonik. Zatknęła go za pas i spojrzała Sir'ce w oczy.* Teraz zrobimy wszystko co w naszej mocy. Niezwłocznie napiszę do wszystkich, którzy mogliby nam pomóc w poszukiwaniach, być może ich widzieli, złapali ich trop. Sir'co, Baldis, bądźcie jutro gotowe. Myślę, że będziemy musieli poszukać śladów również w innych wymiarach... *Spojrzała na Baldis, jakoby wysyłając jej nieme zapytanie, czy mogą tak postąpić, czy to nie będzie stanowić zagrożenia dla równowagi światów.
Tak też zrobili. Almariel powróciła do swojej komnaty i z marszu zabrała się do pisania listów. Stos pergaminów rósł z każdym kwadransem, smok pomagał jej w odnalezieniu we wspomnieniach przeszłości osób - agentów, sojuszników, tych, którzy mieli wobec nich bądź zakonu długi wdzięczności. Gdy w końcu uporali się z tym zadaniem, podążyli w stronę schodów na wyższe kondygnacje, by przejść do najwyższej z wież siedziby Ordo Corvus Albus - do gniazd białych kruków, zakonnych posłańców. Znad mlecznobiałej fortecy, w systematycznych odstępach czasu poczęły odlatywać ptaki, by dostarczyć ważne listy do swoich odbiorców. Almariel jednak nie mogła wysłać wszystkich dokumentów, gdyż odprawiła praktycznie wszystkich posłańców, prócz jednego, którego pozostawiła w razie sytuacji kryzysowej. Zdecydowała się zapytać Sir'cy, czy nie udałoby jej się namówić ptaków leśnych do dostarczenia pozostałych listów.*
*Przybyli do nich ponownie następnego dnia.* Jesteście gotowe? Lecz zanim wyruszymy, Sir'co, czy jest możliwość, byś poprosiła ptaki z lasu o dostarczenie reszty listów? Te są przeznaczone dla osób znajdujących się najbliżej nas, nie jest to długa droga. Odprawiłam już prawie wszystkie kruki... *Mulkher utkwił nieobecne spojrzenie w horyzont malujący się za oknem, naznaczony szarymi kształtami pasma górskiego, wierzchołki gór ginęły w ciężkich połaciach mgły.* "Najpierw Lhun, teraz Eldar... Nie jestem pewien, czy powinniśmy mówić o tej sytuacji Jivregowi. Nie chciałbym dokładać jemu i Aerlin zmartwień." Lecz czy nie będą mieli do nas o to żalu, kiedy wyjdzie na jaw, że im nie powiedzieliśmy...? *Ciche pytanie Almariel zawisło w przestrzeni podrygującej z napięcia...*
Sir'ca uśmiechnęła się do Almariel słysząc jej słowa, skinęła głową przyznając jej rację, chociaż w głębi duszy nie była do końca przekonana. Mimo wszystko jej maści i zioła często nie wystarczały i działały zbyt wolno. Ale ucieszyła się widząc wdzięczność w oczach przywódczyni. To było dla niej jak najlepsza nagroda.
OdpowiedzUsuń***
Baldis zaczęła się śmiać, kiedy Mulkher przyciągnął ją bliżej do siebie. Zamarła jednak w oczekiwaniu kiedy ptak przyniósł list. Westchnęła cicho, a więc jednak ich obawy się potwierdziły. Wyczuła jak aura wokół czarnego smoka staje się gęstsza, mroczniejsza. Nie wahała się nawet chwili od razu zapewniając Almariel, że może na nie liczyć w poszukiwaniach. Teraz liczyło się to, żeby zaginieni gdzieś w miejscach i czasie członkowie Ordo się odnaleźli...
***
Driada siedziała na łóżku, spięta, w oczekiwaniu machinalnie gładząc swój łuk. Na plecach miała już założony kołczan z pękiem strzał ozdobionych szmaragdowymi lotkami. Nie wiedziały na jakie niebezpieczeństwa mogą się natknąć w czasie poszukiwania Malgrana i Eldara. Sir'cę tym bardziej niepokoiło wszystko to co działo się między nią, a elfem zanim wyjechali. Najbardziej jednak bała się tego, że może go już więcej nie zobaczyć ...
Spojrzała na smoczycę chcąc przejąć chociaż część spokoju jaki ogarniał Baldis. Wyjrzała przez okno. Almariel i Mulkher powinni już być. Dlaczego się spóźniają? Kiedy wreszcie usłyszała pukanie, odetchnęła z ulgą. Powitała obojga uśmiechem, a słysząc prośbę demonicy, uśmechnęła się jeszcze szerzej. Otworzyła szeroko okna i wydała z siebie serię gwizdów, treli i popiskiwań. Nie trwało długo jak na parapecie zaczęły się gromadzić leśne ptaki.Bajecznie upierzone sójki, brunatne drozdy, dumne puchacze, a nawet kilka drapieżnych jastrzębi, wszystkie na tyle duże, że ciężar listu nie powinien być dla nich jakimkolwiek obciążeniem. Wszystkie oczka wpatrywały się w kobiety w oczekiwaniu. Sir'ca razem z Almariel podzieliły listy między ptaki instruując je dokładnie gdzie mają trafić. *Baldis podeszła do Mulkhera i wsunęła mu czubek nosa pod brodę chcąc dodać otuchy, żeby wiedział że jest tuż obok gotowa by mu pomóc. "Nie wiem czy Jivreg jest w stanie teraz udźwignąć taki ciężar. Może nam się poszczęści i znajdziemy Malgrana i Eldara? Wtedy niepotrzebnie byśmy przysporzyli im cierpienia. Ale o Lhunie będzie musiał się dowiedzieć... prędzej czy później. Jivreg wszak ciągle myśli, że przebywają oni pod opieką Luthien i Erity. Tylko wtedy będziecie musieli mieć przygotowany plan i podjętą decyzję czy wyruszycie im na pomoc i kto ma wyruszyć. Wszak Ordo nie może zostać bez opieki chociaż jednej pary Przywódców." Mówiła spokojnie, starając się by jej słowa były głosem rozsądku i mądrości. Żeby doradzać najlepiej jak potrafiła i przejąć rolę, jaką od zarania dziejów przyjmowały baśniowe smoki. Doradców.