Srebrzyste ostrza gwiezdnych igieł przebijały grubą, granatową kotarę nieba, która tylko na horyzoncie pociągnięta była różem, niczym kołnierz kochanka barwioną pomadką. Misterny wzór piął się po ciemnym sklepieniu niczym martwe, zbielałe drzewo, rozciągające swe ramiona i oplatające bezmiar niczym opiekuńcze dłonie matki. Całe zakumulowane dniem ciepło, uciekało teraz niewidocznymi wstęgami, eterycznymi i zwiewnymi jak smukłe tancerki, gnące się niczym wodne lilie.
Całe miasto spało, tylko jeden, pokraczny budynek brzęczał niczym ul. Z małych, kwadratowych szybek bił złocisty blask nieustanie przerywany przez zebranych w karczmie ludzi. Słychać było stukot kufli, perliste śmiechy prostych dziewcząt i basowe rozmowy mężczyzn. Pośród zgiełku, w kącie, siedziała ciemna postać ukryta pod lekkim płaszczem, z twarzą skrytą w cieniu kaptura. Poły czarnego, delikatnego materiału rozlały się wokół prostego, ciosanego stołka, wyglądając niczym strumienie mrocznej wody spływającej z pleców przybysza.
Gruba, krzywa świeca unosiła mały, żółty płomyk. Ciężkie krople łoju kapały na drewniany świecznik pozostawiając na nim grubą warstwę lśniącego oleju. Nagle postać drgnęła, poruszyła się jakby przerywając niespokojny sen. Spod stołu wyłoniły się dwie, smukłe, blade dłonie. Prawy nadgarstek obwiązany był prostym rzemieniem, podobnie jak kciuk, na którym lśnił dziwny, zdobiony runami pierścień. Zdać by się mogło, że runy migoczą jaskrawym błękitem, ale gdy tylko spojrzenie pochwyciło ten blask, umierał on, a srebro znów pozostawało martwe i zimne.
- Dwa denary - przesadnie słodziutki głos rozedrgał się gdzieś przy jej uchu, przebijając ogólny chaos.
Na nieheblowanym, wyszorowanym stole wylądował prosty kielich, na którego szklanych ściankach zagrało światło. W jego wnętrznościach zaśpiewał bursztynowy płyn, którego kropla upadła na bladą skórę dłoni nieznajomej. Kobieta uniosła górną wargę, acz ten pełen nerwowości gest skryły poły materiału.
***
Gorszego rumu nie piła w swoim całym życiu. Nawet wtedy, gdy cięła fale wraz z załogą Korhala, którego dumną burtę zdobił srebrny wąż. Cicho jeszcze mruczała pod nosem i gładziła sinym językiem zęby, próbując pozbyć się natrętnego smaku, gdy zagłębiała się w ostępy ciemnej puszczy.
***
Jaskrawy rozbłysk światła, które dziwnie materialne, rozlały się wokół gęstwiny. To piekielne gorąco i ten ryk. Dziki, drapieżny. Nieznoszący sprzeciwu, nie proszący o argumentację. Wyrok.
***
- 'Niedługo ujrzymy Białe Mury.' - ten piżmowy szept, szeleszczący, mruczący, ale dziwnie melodyjny, wręcz śpiewny. Ten dziwny miarowy dźwięk młóconego powietrza i ten śmiech. Ciepły, ale jednocześnie ostry niczym odłamki lodu.
***
Pogrążona we śnie ciemna polanka, którą wstęgą oplatał szemrzący strumień. Wielka skała pośrodku. Czarna skała. Poruszała się? Ten dudniący oddech wielkiego stworzenia. Tuż obok cichy śpiew. Słodki, ale chłodny. Podniosły, niemal patetyczny. Kołysanka. Blada dłoń na ciemnej skale. Płomienna poświata, niczym języki ognia rozlana wokół brzoskwiniowej, piegowatej twarzyczki.
- Witaj w domu bestio - świst i grzmot. Perlisty śmiech.
SHYAEL
[charliebowater]
Imię: Shyael
Wiek: Zapomniany, acz jest to młoda elfka, która niedawno znalazła swój żywot.
Płeć: Kobieta
Rasa: Elfka z niedużą domieszką ludzkiej krwi
Wygląd: Nie można jednoznacznie określić jej aparycji. Na pierwszy rzut oka dostrzec można niezwykłą finezję, gibkość, niemal kocie ruchy, często urwane, gwałtowne, acz piękne. Po smukłym ciele spływa kaskada płomiennorudych włosów, które odmawiają sobie statycznego bytu, pnąc się, wijąc niczym żywe stworzenie zupełnie niezależne od elfki. Usta ma pąsowe, pełne, wygięte w nieraz cynicznym, nieraz ciepłym uśmieszku. Wystające kości policzkowe nadają jej wyniosły wygląd, a surowe rysy twarzy łagodzą nieco roziskrzone oczy,które mimo ciepłego kolorytu pozostają zimne, tajemnicze i zamknięte, jakby ich właścicielka bała się, że ktoś przez ich kotarę dojrzy jej prawdziwe jestestwo. Blada skóra jest gładka i lekko migocze, w takt błysków pierza elfki, które zazwyczaj przecina lodowe, gładkie czoło kilkoma czerwonymi kosmykami. Ubiera się niemal po męsku, nie zwracając uwagi na widoczność swojej sylwetki. Czasem błyśnie nagim udem, piersią, gdy sznurowanie koszuli rozpręży się pod wpływem gwałtownych ruchów, czy zwyczajnej niedbałości. Potrafi ukazać się w sukni, gdy tego wymaga sytuacja, jednak na co dzień wybiera wygodne odzienie, nie przejmując się opinią osób postronnych. Jej pojawienie zwiastują chłód i kontrastujące z nim wonie cynamonu, spiżu i wanilii, zawsze wyczuwalne, zawsze silne, niemal upajające z nutą czerwonego pieprzu i jałowca.
Umiejętności: Posiada znakomite wyszkolenie bojowe oraz jeździeckie. Potrafi posługiwać się magią na zadowalającym poziomie, gnąc się jednak w stronę czarnej mocy. Jest świetną łuczniczką i właśnie tym niebywałym talentem kierowała się wybierając swoje miejsce w hierarchii Zakonu. Niezwykle bystra, pojętna.
Broń: Czarny Łuk Ser'avir, którego historia i pochodzenie pozostają tajemnicą. Jednoręczny, smukły miecz, zwany Merglinem.
Zdolności specjalne: Na razie pozostają ukryte, choć najstarsze dęby lasu Akr'asvit szumią o naznaczonym, płomiennym dziecku.
Charakter: Trudny. Nie da się go jednoznacznie określić. Jej nastroje zmieniają się niczym jesienne niebo. Nieufna. Jednym razem gnie się w takt muzyki, śmiejąc niczym małe dziecko, a innym razem siedzi samotnie, schowana, reagując niebywałą wręcz agresją na nieproszonych gości. Jej oczy zawsze lśnią lekką ironią, a usta znaczy gorzki smak cynizmu. Czasem agresywna, niecierpliwa, nerwowa. Kapryśna niczym młode źrebie. Jej temperament jest równie płomienny jak jej włosy, co zazwyczaj bywa przyczyną wielu problemów. Wierna, choć tylko wtedy, gdy zaufa. Nigdy z poczucia obowiązku. Ma trudności
z podporządkowaniem się wyższym, choć jest w stanie to zrobić, nie bez niezadowolenia jednak. Uwielbia szukać miejsc, których nie skaziła obecność innych, tych, które dziewicze, dzikie, potrafią zapanować nad jej temperamentem, nie korząc się przed niszczycielską siłą, którą w sobie tłamsi. Wieczorami wertuje stare, pozornie nieprzydatne księgi z wypiekami na twarzy rozszerzając swoją wiedzę, budując tezy i obalając stereotypowe twierdzenia. Uwielbia sprawdzać się w dyskusji z pozornie bardziej doświadczonymi osobistościami, porażka zmuszą ją tylko do ponownej analizy założeń. Potrafi tkwić w jednym ze swych zakamarków kilkanaście dni, nie dopuszczając do siebie nikogo. Marzyć, śnić?
Do sfery miłosnej podchodzi bardzo ostrożnie. Domieszka człowieczeństwa, która trawi jej krew nie pozostawiła ją obojętną na rozkosze cielesne, które przedkłada nad uczucia. Miłość, czy zwykłe przywiązanie to najwyższa nagroda, jaką może obdarować innych, toteż pozostawia je skrzętnie zamknięte w skrzyni kolejnych gorących i krótkotrwałych romansów, jednorazowych przygód, czy zwykłego rozpalonego spojrzenia wyłapującego oczy mężczyzny, który potrafił w jakiś sposób zmącić jej spokój i spowodować rozkoszny dreszcz Płomiennej.
Hierarchia: Łowca, skrytobójca.
Historia: Pozostaje jej tajemnicą. [W przygotowaniu].
NIMRONYN
[LordHannu]
Imię: Nimronyn
Wiek: Młody smok, zbyt młody, aby określić jego role we wspólnym żywocie tych dwóch podobnych, a jakże innych istot. Niedawno dopiero złączony z Płomiennym Dzieckiem.
Płeć: Smoczyca
Rasa: Czarny smok kanionów Kugera'lu.
Wygląd: Potężna, czarna,która mimo swej masy, pozostaje gibka niczym kocie.Wielkie, bystre, ale wyraźnie dzikie oczy lśnią, niczym gwiezdny pył usypany w szklanej kuli. Pazury czarne, niczym grafit i białe kły migoczą, niczym chitynowe pancerzyki chrząszczy w bezgwiezdną noc. Muskularne, ale równocześnie niezwykle zwiewne skrzydła otulone są krwistymi membranami, które są delikatne poruszają się w takt melodii znanej tylko smoczycy, niekiedy słyszalnej, innym razem zupełnie milczącej, ale zawsze wyczuwalnej, unoszącej się niczym mgiełka pachnideł hinduskiej tancerki. W dotyku są miękkie, niczym jedwab, ale gorące, wręcz parzą delikatne dłonie. Sieć czarnych żyłek oplata je nierozerwalną siecią,która migocze i skrzy się jak śnieg. Cały, pokryty matową, czarną łuską, grzbiet pokrywa kościsty grzebień, który kończy się na czubku ogona, niczym zewnętrzny kręgosłup. To jedna ze śmiercionośnych broni smoków z gór Kugera'lu. Cały krez, który w razie potrzeby potrafi unieść się ku górze, niczym u zjeżonego kota, zawiera w sobie jad, który paraliżuje ofiarę oddziałując na jej układ nerwowy. Ta neurotoksyna jest jednym z największych broni smoczycy, która skrzętnie ów dar ukrywa, aby posiadać przewagę, która często bywa decydująca w starciu z silniejszym wrogiem. Metaliczna, czarna niczym niebo w październikową noc, gęsta ciecz to znak rozpoznawczy smoków z tych niedostępnych ostępów lasu Akr'asvit. Smukły łeb okrywa woalka kolców, które potrafią być równie niebezpiecznie jak szable kłów, wysuwające się z przerażającej paszczy.
Charakter: Ktoś, kto nie ujrzy jej stąpającej wraz z elfką lub też niosącej na swym grzbiecie Płomienną, pomyśli zapewne iż to dziki smok. Głębokie, mroczne, a zarazem niezwykle mocne ślepia lśnią wśród czarnych łusek, niczym bursztyny wśród sadzy, a moc owych ocząt jest niezwykła, bowiem zawiera w sobie całą mądrość, dzikość i piękno smoczego gatunku. Nimronyn jest bardzo nieufnym smokiem, który reaguje bardzo gwałtownie, pozostawiając po sobie zniszczenie. Pojętna, niezwykle bystra, ale zazwyczaj skąpo dzieląca się swoimi przemyśleniami młoda smoczyca. Odzywająca się niechętnie, choć uważnie śledząca otoczenie, wyrabiająca sobie opinie na podstawie obserwacji. Opiekuńcza w stosunku do Shyael, choć surowa. Bezwzględna dla przeciwników oraz osób zagrażających jej małemu życiu z centrum w oczach elfki. Bardzo rzadko łasi się niczym małe smoczęcie, którym tak niedawno była, figluje, bywa zaczepna i niesforna, wtedy potrzeba silnej osoby, która doprowadzi ją do porządku. Waha się miedzy tymi dwoma torami zachowań, będąc dzięki nim nieprzewidywalna, a co za tym idzie niebezpieczna.
Umiejętności: Jest znakomitą pływaczką. Świetnie lata, opanowała większość figur i przydatnych zwodów, przeszła szkolenie z rąk najstarszych dębów lasu Akr'asvit.
Zdolności specjalne: Na razie ukryte.
Hierarchia: Łowca, Skrytobójca.
Historia: Związana z jeźdźcem. [W przygotowaniu].
[Witaj z powrotem :) Nie ma żadnego problemu, w takim razie proponuję, by rozegrać sytuację tak, jakby nasze postacie wcześniej się nie znały. Zgoda? Komentarze powitalne w przygotowaniu. Pozdrawiamy!]
OdpowiedzUsuń[Zgoda, wlasnie o to mi chodzilo ;).]
OdpowiedzUsuń*Z gór spłynęło zimne, mroźne powietrze, tnące płuca niczym sztylety przy głębszym wdechu. Świat pogrążył się w jesiennym letargu, spowitym monotonną szarością, tu i ówdzie tylko przeciętym złotem, brązem bądź czerwienią mieszanych lasów. Nieprzyjemny podmuch wiatru zakołysał wierzchołkami drzew, wpadł w grafitowe włosy, gdzieniegdzie przecięte pasami siwizny. Almariel otuliła się szczelniej szalem z czarnej wełny. Stała w drzwiach, w wejściu do mlecznobiałej siedziby Zakonu Białych Kruków, sanktuarium na końcu świata. Ścisnęła mocno skrzydła na plecach, zgarbiła się i zadygotała od przenikliwego chłodu. Ostatni raz pomachała na pożegnanie małej gromadce dzieci z okolicznej wioski. Tylko jeden chłopiec odważył jej się odpowiedzieć na gest, lecz szybko odwrócił głowę i wyruszył wraz z resztą w drogę powrotną do domu. Jeździec na koniu, znajdujący się nieopodal grupki, ściągnął wodze i posłał ostatnie spojrzenie demonicy. Spod kaptura wyjrzały brązowe, dobre oczy, spoglądające na świat z niepasującym doń smutkiem. Skrzydlata westchnęła. Opuściła głowę i zerknęła na zwój, który trzymała w dłoni. Zwój z ryciną przedstawiającą układ komnat w zamku. Zawsze zabierała go ze sobą na umówione wizyty potencjalnych kandydatów na jeźdźców, licząc, że być może on pomoże w pleceniu nici przeznaczenia, przyspieszy odnalezienie i połączenie się nowych par. Niestety i dzisiaj to nie nastąpiło... Gdy odprowadzała wzrokiem małą gromadkę dzieci, zastanawiała się. Nie zgodziła się na przymusowy werbunek, zastrzegła, że przychodzić do Ordo mogą tylko chętni, z własnej woli. W przypadku nieletnich, za zgodą rodziny bądź opiekunów. Wiedziała jednak, że rzeczywistość zweryfikuje tę zasadę oraz ideę całego przedsięwzięcia... Jednej z dziewczynek zza lnianej koszuli wystawały pręgi, jak po batogu. Podejrzewała, że jej obecność w grupie to sprawka Mevecka, człowieka, który podjął się zadania werbunku kandydatów do prób. Miał nad wyraz dobre serce... Pewnikiem wydarł dziewczynkę z rąk ciemiężców i to był jedyny sposób, by choć spróbować jej pomóc. Ciężki był to widok, gdy pod malutką rączką skorupa jaja pozostała niewzruszona... Ze smutku wyrwał ją dopiero odgłos smoczych membran, blisko. Podniosła wzrok. Niedaleko niej, na żwirowanym trakcie wylądowała czarna bestia, niosąca na swym grzbiecie kobietę o płomiennych włosach. Na jej ustach wykwitł zagadkowy półuśmiech, który zdołał rozświetlić jej niebieskie tęczówki, błyskające niczym gwiazdy na tle skóry w kolorze nocnego nieba. Poczekała, aż do niej podejdą, po czym powitała ich lekkim skinieniem głowy.* Ashan' thera, dah' w Ordo Corvus Albus. Chodźcie.
OdpowiedzUsuń*W środku strzelistej fortecy było tak cicho, że można było usłyszeć syk płomieni tańczących na pochodniach. Dopiero po chwili wędrówki do ich uszu dotarły dźwięki świadczące, że budowla nie jest opustoszała; szczęk talerzy, echo kroków i rozmów. Mimo to, bezlitosny ząb czasu, który nagryzł wnętrze zamku, wyraźnie wskazywał na to, że czasy świetności smoczego Zakonu minęły. Czy bezpowrotnie...? Demonica poprowadziła przybyszy w stronę jadalni, skąd sączyły się smakowite zapachy. Słychać było krzątającą się w kuchni służbę, a w pomieszczeniu, za stołami i ławami, przy kominku, leżał czarny smok o spojrzeniu bezkresnym niczym srebrzyste wody. Leniwie zdjął spojrzenie z drwa trawionego przez płomień, by dowiedzieć się, kogóż przyprowadziła jego jeźdźczyni.* Jestem Almariel... "A mnie zwą Mulkher." *Akompaniamentem dla cichego głosu był gardłowy, basowy pomruk smoka.* Jesteśmy jednym z dwóch filarów Starszyzny opiekującą się tym zamkiem. Służba zaraz przyniesie jadło i napitek.
Chlodne powietrze muskalo jej twarz, gdy leniwie przeslizgiwaly sie po pradach z polnocy. Plomienne kosmyki tanczyly szalenczo nad brzoskwiniowa twarza targane kolejnymi uderzeniami powietrza. Krwiste membrany czarnych skrzydel drzaly lekko gdy smoczyca plynela popychana cieplym wiatrem. Zmierzaly ku alabastrowej budowli majaczacej na horyzoncie. Biale mury poteznego zamczyska byly widoczne juz z daleka, a z kazda staja robily sie coraz bardziej monumentalne i ostre. Wraz z malejaca odlegloscia roslo rowniez napiecie w dwoch tak odmiennych, a jednak niemal blizniaczych cialach. Smoczyca pomrukiwala cicho, a z jej nozdrzy ulatywaly smugi dymu, ktore zrecznie omijala Plomienna manewrujac na prostym siodle. Wysokie czolo kobiety przeciely natomiast zmarszczki zastanowienia i napiecia. Smukle dlonie mocniej zaciskaly sie na leku siodla.
Usuń- "Carum" - westchnela cicho elfka w umysle Czarnej - "myslisz, ze dom okaze sie mniej jadowity niz zakladalysmy?"
- "Jezeli okaze sie domem, to moze i kasac" - smok zamachal skrzydlami i po raz ostatni wzbil sie tak wysoko, jakby chcac jeszcze uciec w gwiazdy, gdy nagle zaczal opadac. Miesnie poteznych konczyc zafalowaly, gdy bestia stanela na ziemi patrzac jeszcze ogromnymi slepiami w firmament. Gdy zobczyly, ze ktos wedruje w kierunku zamku, ruszyly w jego strone. Sklonily sie lekko, a gdy kobieta przemowila, ruszyly za nia bez slowa. Smoczyca nerwowo poruszala lbem na boki, by zaraz uspokoic sie pod dotykiem dloni elfki.
- Witajcie - odezwala sie, gdy demonica przedstawila im siebie i swego olbrzymiego towarzysza - Shyael zwa mnie, a to Nimronyn - smoczyla zawahala sie lekko po czym sklonila czarny pysk, a oczy swe zwrocila ku poteznemu Mulkherowi. Jej zrenice lekko rozszerzyly sie, a ona sama stala nieruchomo przypatrujac mu sie niewzruszona. Patrzyla prosto w slepia, ktore migotaly niczym drogocenne kamienie.
- Nimronyn - mruknela elfka nieco zdenerwowna, przestapila z nogi na noge.
[Wybacz brak polskich znakow, pracuje nad tym :c. Mam jeszcze pytanie co do formy pisania komentarzy. Pisalam tak, jak pisalabym notke. Cos takiego moze byc? Czy zostac przy *? ;)]
Z kuchni dobiegł ich gwar rozmów i śmiech. Po chwili zza drzwi wyłoniły się dwie postacie.
OdpowiedzUsuń- Och Pani Daro, tylko jedno, proszę!
- Nie, nie, nie, nie ma podjadania! – zarządziła surowo pulchna, starsza kobieta, kiedy dziewczyna próbowała podkraść jedno ze zbożowych, ciemno kakaowych ciastek leżących stertą na niesionej przez nią paterze. W jej spojrzeniu jednak dało się dostrzec jedynie morze ciepłej dobroduszności. - Spójrz mamy gości…
- Hm? – mruknęła, spoglądając we wskazanym kierunku, dla odwrócenia uwagi.
- Oj Ty, Ty! – zawołała ze śmiechem starsza pani, odsuwając talerz, kiedy Favill mimo zakazu wprawnie skradła smakołyk. Dziewczyna uśmiechnęła się w niemym podziękowaniu i wgryzła się w ciastko. Wyraz błogości wymalował się na jej licu.
- Przepyszne!
- Wiem, wiem, dobrze, że w porę powstrzymałam Cię przed dalszym ich okaleczaniem.
- Jestem niezmiernie za to wdzięczna, choć to kakao tak kusiło!
- Trzeba się jeszcze umieć z nim obchodzić.
- Pani robi to doskonale! Poproszę więcej! – zapewniła, pochłaniając przysmak. – Salve Almariel, zobacz na co udało mi się namówić naszą kochaną Panią Dare! Wczoraj dotarła do nas świeża dostawa przypraw i kakao, które wywęszył Sar – rzekła, kiedy kobieta postawiła na stole pomiędzy demonicą, a nowoprzybyłymi paterę pełną kusząco pachnących, jeszcze ciepłych ciastek.
- A udało się, udało, gdyby nie ja, to nie wiem co by tutaj z tego wyszło – powiedziała ze śmiechem, otrzepując ręce z niewidzialnych resztek mąki. - Zajadajcie. Zaraz przyniosę mleka, smacznego! – odrzekła z promiennym uśmiechem starsza pani, wracając do kuchni.
- Chciałbyś spróbować Mulkherze? Może następnym razem uda się zrobić takie w smoczym rozmiarze! Was również zapraszam, są cudowne – zapewniła, wciąż zachwycona kulinarnym arcydziełem, zwracając się do gości. – Nazywam się Favillae, Favill. Miło mi Was poznać. Moją rozczochraną bestie zapewne wkrótce również spotkacie. Zwie się Sarosh. Fioletowe to i kudłate takie – zażartowała, lecz w jej nietypowych, jaśniejących oczach dostrzec można było czułość i przywiązanie, jakim darzyła smoka, połówkę swej duszy i serca.
– Skąd przybywacie? Co Was do nas sprowadza? – zapytała, dosiadając się do nich i sięgając po kolejne z ciastek, jednocześnie wymownym spojrzeniem zachęcając do tego pozostałych.
Luskowata powieka poruszyla sie z cichym szelestem, gdy morze migoczacego slepia rozblyslo mieszanina nerwowosci i zdziwienia. Krez leciutko uniosl sie do gory, gdy smoczyca poruszyla sie delikatnie unoszac czubek ogona niczym kocie. Elfka zareagowala niemal natychmiast. Jej dlon spoczela na czarnej lusce gdzies w rejonach nozdrzy, a bestia momentalnie sie odprezyla, po jej ciele przebiegl ledwie zauwazalny dreszcz, ogon upadl niczym martwy waz na marmurowa posadzke. Ostatnim tchnieniem jaki wydal, byl cichy stukot, gdy luska zlaczyla sie z kamieniem.
Usuń- Favillae - powiedziala cicho elfka usmiechajac sie delikatnie, po niej rowniez widac bylo napiecie, spojrzala jeszcze raz na smoka z niebywala lagodnoscia, po czym zwrocila swoje orzechowe oczy w kierunku przybylych, dwie teczowki stezaly momentalnie. Mozna w nich bylo jednak dojrzec przepraszajace spojrzenie - milo mi Cie poznac - powiedziala szybko, bladzac dlonia po pysku smoka - Nimronyn rowniez - dodala usmiechajac sie tym razem wyrazniej - jest tylko zmeczona podroza i... Mnie zwa Shyael.
Jej spojrzenie powedrowalo ku srebrzystej tacy parujacych ciastek. Chwycila jedno w smukle dlonie i delikatnie obrysowala palcem jego kontur, poczym ulamala kawalek. Lakoc zniknal w pasowych ustach, a gdzies zza jej ramienia wylonil sie smolisty leb Nimronyn, ktora poslala ku przybylej dziewczynie smuzke cieplego dymu.
[Wybacz za brak polskich znakow, pracuje nad tym :c.]
[Nie ma problemu. Pewnie, że może zostać tak, jak napisałaś. Jak komu wygodnie, ja piszę w * z przyzwyczajenia ;) Odpisuję tutaj, bo tak zbiorowo bardziej.]
Usuń*Mulkher zmrużył srebrzyste ślepia i nieco przekrzywił łeb. Odwzajemnił badawcze spojrzenie Nimronyn, wzrokiem pełnym nieokreślonej głębi. Po chwili pełnej napięcia obserwacji stwierdził, że istniała bardzo mała szansa na to, iż smoczyca pochodziła z tych samych stron, co on, z lasów Yan'krel, skażonych polami spowitymi w czarnej mgle. Mimo, iż oboje należeli do rasy Czarnych, w ich budowie widać było znaczące różnice. Towarzyszka Shyael mimo pokaźnych rozmiarów była raczej smukłej budowy, w przeciwieństwie do zwalistego i opancerzonego Mulkhera. Ponadto odcień membran jej skrzydeł był bardziej krwisty, żywy, zaś te u smoka przypominały żałobny kir, wystrzępiony przez wiatr. Nim Almariel zdążyła coś odpowiedzieć, do kuchni wpadły Favill, ciemnowłosa jeźdźczyni purpurowego smoka oraz Dara, pulchna kobieta o ciepłym spojrzeniu. Rozgardiasz, jaki ze sobą niosły, oscylował ni mniej ni więcej wokół kakaowych ciastek. Almariel zaśmiała się cicho, zasłoniwszy usta dłonią. Pokiwała przecząco głową i zrobiła klasyczną minę rodzica, który przyłapał swoje pociechy na robieniu głupstw - "oj dzieci, dzieci..." Jednak scenka ta zdołała choć na chwilę wygnać troski z jej serca. Pomyślała, że Darze dobrze zrobi towarzystwo Favill i Sarosha. Wtedy ona sama będzie mogła trochę odetchnąć od matczynej opiekuńczości, jaką kobieta nad nią roztaczała, a która tak niewdzięcznie potrafiła jej dopiec. Smakołyki przyciągnęły wszystkich zebranych, nie wyłączając Mulkhera, który wygiął szyję w łuk i zatrzymał rogaty łeb tuż nad srebrzystą paterą. Spojrzał na Favill, a minę miał taką, że pierwszy psotnik piekieł by się takiej nie powstydził.* "Kusisz. Ale jak spróbuję, to połknę wszystkie za jednym zamachem." *Almariel wzięła jedno ciastko, ale zanim zdążyła skosztować, uświadomiła sobie, że w dłoni nadal ściska zwój zawierający rozkład komnat w zamku. Podała go elfce.* Shyael, Nimronyn, tutaj jest rycina pomieszczeń w Ordo. Wybierzcie sobie pokój. Macie do wyboru te znajdujące się przy bibliotece bądź salonach.
Lawenda zamarła z ciastkiem w połowie drogi do ust i zaskoczona uniosła głowę, patrząc szeroko otwartymi ze zdziwienia i jednoczesnego niedowierzania oczyma na Mulkhera. Otworzyła usta, lecz nie zdołała nic z siebie wydusić widząc niespotykaną dotąd minę, jaka wymalowała się na pysku wielkiego, czarnego smoka. Doprawdy, nigdy nie podejrzewałaby go o takie zapędy. Nie wiedząc jak to skomentować, pokręciła tylko przecząco głową i westchnęła ze śmiechem.
OdpowiedzUsuń- Taaak, jutro na pewno zrobimy ciastka w smoczym rozmiarze… -odparła, wzruszając z bezradności ramionami i nieudolnie powstrzymując lekkie chichotanie. Chyba miała zdolności do wynajdywania ulubionych smakołyków co poniektórych.
- Ale dzisiaj nie dostaniesz, jak takiś zaborczy, o nie! Trzeba się dzielić… - odparła hardo po chwili, sięgając po kolejny z łakoci – …ze mną! – dokończyła, szczerząc przekornie białe, równe ząbki do wielkiej, mrocznej bestii.
Uwadze Favillae nie umknął łagodny gest elfki, którym uspokoiła swą łuskowatą towarzyszkę. Jak dobrze to znała. Jeden dotyk potrafił wyrazić więcej niż tysiące słów, szczególnie, gdy należał do kogoś nam bliskiego.
- Nimronym i Shyael – powiedziała, gdy przełknęła, palcem wolnej od ciastek ręki rysując w powietrzu ich imiona, aby lepiej je zapamiętać. Zamyśliła się powtarzając je jeszcze kilkukrotnie w myślach i w międzyczasie jakby mimowolnie zamykając usta na kolejnym ze smakołyków, który chrupnął cicho. Po chwili powróciła do rzeczywistości.
- Skoro jesteście zmęczone, to znaczy, że długa droga za Wami – stwierdziła, uśmiechając się nieznacznie i z lekkim przekąsem skierowanym ku samej sobie. Nie ma to jak bezpośrednia siła dedukcji. - Służba zaraz powinna przynieść coś bardziej pożywnego od ciastek, a Almariel na pewno znajdzie dla Was odpowiednią komnatę, byście mogły odpocząć… – rzekła, kiedy w tej samej chwili demonica rozłożyła przed nowoprzybyłymi znajomo wyglądający zwój.
– Jeśli zależy Wam na spokoju i ewentualnie lubicie trochę poślęczeć w kurzu zapomnianych almanachów polecam pokoje przy bibliotece. Chociaż trochę tam chłodno. Kwestia otwartych tarasów –stwierdziła, otrzepując dłonie z kakaowych okruszków. - W przeciwnym przypadku zapraszam piętro wyżej. Znajdują się tam salony, według mnie nad wyraz przytulne, choć ostatnio mało używane. Wokół nich rozmieszczone są komnaty jeźdźców i smoków – opowiedziała, chcąc przybliżyć nieco sytuację i ułatwić wybór elfce i smoczycy.
[Cześć, napisałam Ci maila, zerknij w wolnej chwili. Pozdrawiam]
OdpowiedzUsuń[Ponownie napisałam Ci maila. Proszę, zajrzyj na skrzynkę. Almariel]
OdpowiedzUsuń